Alina Madecka - gdy sercem szkoły jest sekretariat
Panią Alinę zna wiele pokoleń absolwentów „Medyka” i wielu jego nauczycieli, bo w sekretariacie szkoły pracowała od 1973 roku, aż do jej wygaśnięcia. Brzezianka z krwi i kości swoje życie zawodowe i prywatne związała z Raciborzem, ale o miejscu, z którego wywodzą się jej przodkowie, nigdy nie zapomniała. Dziś zabiera tam swoją wnuczkę Julię, która słuchając o rodzinie Gawliczków, poznaje też historię polskiego Brzezia.
Podporucznik „Ryś” w akcji
Domy wywodzących się z Brzezia Pauliny Matuszek i Józefa Gawliczka były oddalone od siebie zaledwie o kilometr. Jej ojciec Franciszek był kolejarzem, a mama Paulina zajmowała się czwórką dzieci, bo oprócz najmłodszej Pauliny były jeszcze Jadwiga, Elfryda i Franciszek. Z kolei Paulina i Konstatnty Gawliczkowie prowadzili gospodarstwo i wspólnie wychowywali trzech synów: Izydora, Karola i Józefa oraz cztery córki: Emę, Jadwigę, Annę i Łucję. Dziewczyny Gawliczków wszyscy dobrze znali, bo Ania była lekarką, a Ema i Jadwiga – położnymi. Pierwsza odbierała porody w domach, druga pracowała w raciborskim szpitalu.
Paulina i Józef dojeżdżali razem do Polskiego Gimnazjum Państwowego w Rybniku, spotykając się w pociągu z innym uczniem – Franciszkiem Pieczką. Po szkole ich życie toczyło się wokół kółka teatralnego, które organizowało w Brzeziu przedstawienia, a oni występowali na nich w roli aktorów. Niewinna młodość skończyła się wraz z wejściem do Brzezia we wrześniu 1939 roku wojsk niemieckich. Paulina została wywieziona na roboty do Niemiec, gdzie w gospodarstwie pod Poznaniem spędziła dwa lata, a Józef w wieku 18 lat został wcielony do niemieckiej armii. Wraz z nią trafił aż do Jugosławii, skąd zdezerterował w rodzinne strony przebijając się przez Alpy. Dotarł do Żerdzin, gdzie przez wiele miesięcy ukrywała go zupełnie obca rodzina Bortlów. W tym czasie w domu Gawliczków, poszukujący zbiegłego żołnierza Niemcy, robili kolejne rewizje. Przez wiele miesięcy rodzina nie wiedziała, czy zdołał przeżyć i jaki los spotkał młodego chłopaka, aż któregoś dnia do drzwi zapukała córka gospodarza z Żerdzin, przynosząc dobre nowiny.
Józef Gawliczek do domu jednak nie wrócił. Znalazł kontakt z Armią Krajową i zaczął działać w podziemiu jako „Ryś”. Największym sukcesem działających w oddziale podporucznika Gawliczka ludzi było rozpracowanie obrony przeciwlotniczej koncernu LG. Farbenindustrie w Kędzierzynie, w którym produkowano m.in. wykorzystywany w obozie w Oświęcimiu Cyklon B. Dzięki tej akcji aliantom udało się przeprowadzić udane naloty na fabrykę. Pan Józef z adiutanta awansował do funkcji zastępcy kierującego obwodem kędzierzyńsko-raciborskim Serafina Myśliwca. W 1945 roku razem ze swoimi kolegami z AK ujawnił się, po czym na dwa tygodnie trafił do obozu w Oświęcimiu, gdzie Rosjanie sprawdzali jego tożsamość.
W kwietniu 1949 roku Józef Gawliczek i Paulina Matuszek powiedzieli w brzeskim kościółku sakramentalne „tak” i zamieszkali w rodzinnym domu panny młodej. W 1950 roku przyszedł na świat ich pierwszy syn Janusz, w 1953 urodził się Marian, a rok później Alina. Pan Józef uzupełniał wykształcenie i pracował na początku jako nauczyciel tutejszej szkoły podstawowej, a następnie w Klejżelu Brzezie. Przez wiele lat pełnił też funkcję przewodniczącego Gromadzkiej Rady Narodowej w Brzeziu. Jego żona znalazła etat w biurze tutejszej Gminnej Spółdzielni, a potem w garbarni. W 1958 roku rodzina przeprowadziła się do domu, który wybudowali przy ulicy Sosienkowej.
Przyjaciele książek
Rodzeństwo Marian i Alina trafiło razem do brzeskiego przedszkola, które prowadziła Antonina Kucza. Starsi bracia zadbali o to, by ich siostra „chłopczyca” radziła sobie równie dobrze chodząc po drzewach, jak i na placu zabaw. Ponieważ pagórkowaty teren Brzezia sprzyjał sportom zimowym, wszystkie dzieci jeździły na sankach i nartach. Najpiękniejsze wspomnienia z dzieciństwa wiążą się jednak z brzeską biblioteką. – Mieściła się naprzeciw szkoły i prowadziła ją Amalia Haas, która stworzyła dla dzieci Klub Przyjaciół Książki. Nikt tak jak ona nie potrafił opowiadać o literaturze i pisarzach. Miała dar gromadzenia wokół siebie młodych ludzi, dla których organizowała przedstawienia z szytymi przez siebie kukiełkami. Zapraszała też do naszej biblioteki znanych autorów literatury młodzieżowej, wśród których znalazł się Alfred Szklarski i Adam Bahdaj. Do dziś mam książkę Bahdaja z dedykacją i do dziś pozostałam wierna literaturze. Uwielbiam Agatę Christie, Joannę Chmielewską, Charlottę Link, a ostatnio odkryłam Magdalenę Witkiewicz. Pani Haas stworzyła też od podstaw bibliotekę szkolną i miała na nas ogromny wpływ. Moja koleżanka Krysia Fojcik, która też należała do klubu, została potem bibliotekarką – tłumaczy Alina Madecka.
W Szkole Podstawowej w Brzeziu, pod okiem wychowawcy i zarazem muzyka Maksymiliana Pawliczka, poznawała pierwsze akordy na gitarze, ale największą przygodą stało się harcerstwo, które prowadziła Alicja Myśliwiec. – Na pierwsze kolonie trafiłam przypadkiem w wieku 12 lat. Były organizowane z garbarni i moja mama była odpowiedzialna za transport dzieci do Pokrzywnej. Pojechałam razem z nią i na miejscu wszyscy myśleli, że jestem jedną z uczestniczek. Mama zdecydowała, że jeśli chcę, mogę zostać, a ubrania prześle w paczce. Paczka do Pokrzywnej nie dotarła i przez cały pobyt chodziłam w ciuchach pożyczonych od koleżanek. Potem były obozy harcerskie w Ustroniu, Gdańsku, Dźwirzynie, Witowie i Niestachowie. To były inne czasy, bo gdy jako 13-letnia dziewczynka musiałam się dostać do Gdańska, to rodzice odwieźli mnie do Katowic na pociąg, a później musiałam sobie radzić sama. Harcerstwo nauczyło mnie punktualności i dyscypliny – wspomina ze śmiechem pani Alina.
Po szóstej klasie podstawówki Alina Gawliczek trafiła do raciborskiej „Dziewiątki”. – Rodzice uważali, że szkoła w Raciborzu zapewni nam lepszy start w życiu. Trudno mi było zostawić koleżanki, ale z rodzicami się nie dyskutowało. Potem się okazało, że razem ze mną dojeżdża z Brzezia Iwona Białas, która chodziła do mojej klasy, więc było mi raźniej. Później trafiłyśmy razem do ILO, gdzie naszym wychowawcą był anglista Józef Oratur. W ławce siedziałam z Elą Wrzesińską, której rodzice uczyli w „Mechaniku”, a z Weroniką Karpisz przyjaźnię się do dziś. Do mojej klasy chodziły też dzieci lekarzy, którzy współpracowali z „Medykiem”: Andrzej Jaszczołd i Marzena Ziembicka, a także późniejszy polonista i dyrektor ogólniaka Janusz Nowak. Historii uczył nas Benedykt Motyka, który potrafił prowadzić bardzo ciekawe lekcje i miał świetny kontakt z młodzieżą, a języka polskiego Józef Koloska, miłośnik poezji, który również mieszkał w Brzeziu – opowiada pani Alina.
Oswajanie sekretariatu
Gdy chłopcy z „Mechanika” zaprosili dziewczyny z ILO na organizowane u siebie andrzejki, Alina Gawliczek zwróciła uwagę na Jurka Madeckiego. Przez trzy kolejne lata ich drogi wciąż się przecinały, a w czwartej klasie w końcu zostali parą, która oficjalnie zaistniała na zorganizowanym w Kuźni Raciborskim komersie. – Spotykaliśmy się najczęściej w KMPiK-u na Rynku. Pan Koloska zalecał nam czytanie „Życia Literackiego”, które było tam dostępne, więc trochę czytaliśmy, a trochę sobie szeptaliśmy przy herbacie – mówi pani Madecka.
Po tym, jak w październiku 1972 roku zmarł jej ojciec, sytuacja materialna rodziny znacznie się pogorszyła i plany związane ze studiami pani Alina musiała odłożyć na później. O tym, że w „Medyku” jest wolne miejsce w administracji, dowiedziała się jej mama, która umówiła córkę na rozmowę z dyrektorem Kapicą. 1 września 1973 roku Alina Gawliczek rozpoczęła pracę w Liceum Medycznym na Ostrogu. – W księgowości pracowały wtedy Agnieszka Osmańczyk i Stenia Rusin, a ja zostałam referentem administracyjno-gospodarczym i musiałam się nauczyć wielu rzeczy od podstaw. Jedną z nich była obsługa powielacza, do którego zgodnie z obowiązującymi wtedy przepisami musiałam robić za każdym razem osobne matryce, inną pisanie na maszynie. W moje nowe obowiązki wprowadzał mnie cierpliwie dyrektor Kapica. – tłumaczy pani Alina.
W 1974 roku Jerzy Madecki rozpoczął studia na Politechnice Śląskiej w Gliwicach. – Zajęcia miał od poniedziałku do soboty, a w niedziele popołudniu wracał już do akademika. Pochodził z Turza, więc jechał najpierw do rodziców, a potem do mnie. To było dla nas bardzo uciążliwe, więc postanowiliśmy się pobrać, by miał jeden dom, do którego będzie mógł wracać. 19 lipca 1975 roku wzięliśmy ślub, a potem wprowadziliśmy się do dwupokojowego mieszkania, które wynajęliśmy w Brzeziu. Gdy we wrześniu 1979 roku urodził się nam syn, przeprowadziliśmy się do domu mojej mamy, a po dwóch latach do mieszkania przy Kossaka, które mąż otrzymał z Zakładów Kolejowych – wyjaśnia pani Madecka, która od 10 lat mieszka z mężem przy ulicy Lipowej.
Rok po rozpoczęciu przez panią Alinę pracy, w szkole miała się odbyć jedna z najważniejszych uroczystości, do których przygotowywano się przez wiele miesięcy. – We wrześniu 1974 roku obchodziliśmy 10-lecie „Medyka”. Żeby pomieścić wszystkich zaproszonych gości i grono nauczycieli, wynajęliśmy z tej okazji aulę Studium Nauczycielskiego. Absolwenci ufundowali sztandar szkoły i nadano jej wtedy imię Marii Skłodowskiej-Curie. W tym samym roku powstała też jej filia w Kędzierzynie-Koźlu. Ponieważ książki są mi bliskie do dziś, pamiętam doskonale wszystkie bibliotekarki „Medyka”: Urszulę Małankę, młodą dziewczynę, którą znałam bardzo krótko, bo w grudniu 1973 roku odeszła, Mieczysławę Hanslik, która ją zastąpiła i 12 lat później zmarła, Małgosię Demidowską, która przyszła do nas w 1982 roku, a później przeniosła się do biblioteki ILO i w końcu Gabrysię Smolkę – opowiada pani Alina i wraca wspomnieniami do przeprowadzki placówki z Królewskiej na Warszawską. – Musieliśmy przenieść całe archiwum szkoły, co było sporym wyzwaniem. W jednym budynku mieliśmy internat, w drugim odbywały się lekcje. Było ciasno, więc nauczyciele przedmiotów ogólnych uczyli w salach SN-u, gdzie odbywały się też matury – dodaje pani Madecka, która od 2015 roku jest już na emeryturze i wreszcie ma czas na czytanie książek, słuchanie audiobooków i śledzenie wydarzeń sportowych. Nie zapomina też o ukochanym Brzeziu, gdzie od lat ma domek letniskowy, do którego zabiera całą rodzinę.
Katarzyna Gruchot