Przede wszystkim kerygmat
Ks. Łukasz Libowski przedstawia.
Z ks. Arturem Juzwą, diecezjalnym wizytatorem katechetycznym i koordynatorem katechezy w rejonie raciborskim, na co dzień wikarym i katechetą, na temat religii w szkole mejluje ks. Łukasz Libowski
Możemy doprowadzić do wielkiego redukcjonizmu
– Łukasz Libowski: Arturze, rozpoczyna się nowy rok szkolny, a wraz z nim nowy rok katechetyczny. W naszej korespondencji zajmijmy się więc tematem religii w szkole, tematem, do którego co jakiś czas powraca się w przestrzeni publicznej, najczęściej chyba w kontekście gorących debat poświęconych relacji państwo – Kościół oraz jeszcze może gorętszych sporów światopoglądowych. Ponieważ w dziedzinie katechezy jesteś ekspertem, liczę na kilka Twoich o niej uwag. Czy Twoim zdaniem religia w szkole ma jeszcze sens?
– Artur Juzwa: Zanim zadałeś pytanie, dotknąłeś kilku spraw. Jeśli wprowadzimy je wszystkie naraz do naszej rozmowy, to spowodujemy tylko chaos poznawczy. Spróbujemy więc wszystko uporządkować. Po pierwsze: publiczne rozmowy o lekcji religii w szkole to pewne gry polityczne, które bazując na emocjach, mają na celu pozyskanie wyborców. Tym na pewno tu zajmować się nie chcemy. Dla mnie rzetelna debata w przestrzeni publicznej to debata ekspercka, w której słychać głosy prawników, oświatowców, ale także pedagogów, wychowawców, przede wszystkim zaś praktyków katechetów i teologów oraz rodziców. Drugi wątek to relacja państwo – Kościół, a więc wątek prawniczy. Na ten wątek składają się zagadnienia podstawowe, takie jak wolność religijna, prawa obywatelskie, prawa konstytucyjne, państwo demokratyczne. Myślę, że w tym aspekcie jesteśmy jeszcze ciągle na początku długiej drogi. Temat trzeci to szkoła. I to jest temat rzeka. Myślę tu o prawie oświatowym, rodzicach, nauczycielach, samorządowcach – bo w końcu to samorządy prowadzą jednostki oświatowe – a wreszcie, co nota bene powinno być priorytetem, o uczniach i ich dobru. Bodaj ostatni wątek to katecheza, nie lekcja religii. Powiedzmy, że katecheza to szersza rzeczywistość, bo to całość dydaktycznego działania Kościoła, a jedną z jej form, o której chcemy właśnie porozmawiać, jest lekcja religii. Przepraszam Cię za tak przydługawy wstęp, ale chcę pokazać, że kiedy rozmawiamy o obecności w szkole lekcji religii, to nie uszczegóławiając tematu, możemy doprowadzić do wielkiego redukcjonizmu. Co to znaczy w praktyce? Że kilkoma kliknięciami dyrektorskiej klawiatury przygotowującej plan lekcji w szkole możemy więcej zaszkodzić niż zrobić pożytku.
– Ł.L.: Nie przepraszaj, Arturze, za swój wstęp. Jakoś porządkujesz w nim rzeczywistość, na której skoncentrować chcemy naszą uwagę, a tego przecież nigdy za wiele i na pewno nigdy to nie szkodzi. Jest takie scholastyczne porzekadło: „qui bene distinguit, bene philosophatur”, „kto dobrze rozróżnia, dobrze filozofuje”. Jeśli jest ono prawdziwe, to można w oparciu o nie wnioskować, że poczynione przez Ciebie rozróżnienia dobrze wróżą, są dobrym omenem, gdy chodzi o nasze pisanie. Idźmy zatem do lekcji religii.
Strona kościelna chce wziąć odpowiedzialność
– A.J.: Chciałbym zacząć od wątku, który w przypadku organizacji religii w szkole uważam za kluczowy, a mianowicie od kwestii prawnej. Dyskusje politycznospołeczne na temat lekcji religii prowadzi się w ramach dyskusji o relacji państwo – Kościół; w domyśle: Kościół rzymskokatolicki. A tymczasem w szkole są też lekcje innych religii, bo na mocy konstytucji Rzeczypospolitej Polski – artykuł 53.4 – mają do takich lekcji prawo wszystkie legalnie zarejestrowane kościoły i związki wyznaniowe, przy czym nie może być naruszona wolność sumienia i religii innych osób. Dlaczego jest to dla mnie tak ważne? Bo zobacz: demokratyczne państwo powinno strzec podstawowych praw człowieka oraz pomagać rozwijać i pielęgnować wyznawane przez jego obywateli wartości, powinno umożliwiać obywatelom, by swobodnie przekazywali wyznawane wartości swojemu potomstwu. Stąd demokratyczne państwo ma strzec wolności sumienia i wyznawanej religii. Prawo do lekcji religii w szkole jest składową demokratycznego państwa: w 23. państwach europejskich religia jest w szkole, z czego w 8. jest obowiązkowa, a tylko w 5. odbywa się wyłącznie w instytucjach związanych z religią. Nauka religii nie jest zatem polskim luksusem Kościoła. Kiedy więc ktoś mówiąc o relacji Kościół – państwo, porusza sprawę lekcji religii w szkole albo błędnie wprowadza pojęcia laickiej szkoły czy laickiego państwa, manipuluje informacjami. Natomiast ważna jest kwestia merytorycznej dyskusji o sposobie organizacji czy też o formie lekcji religii w szkole. Koncepcji jest dużo, bo może to być religia wyznaniowa (czyli np. katolicka, anglikańska), ponadwyznaniowa (taka jest najczęściej w krajach protestanckich) czy bardziej religioznawstwo niż lekcja religii. Ale czy wtedy pielęgnowana będzie owa wolność, o której mówimy? Oczywiście, na teranie rejonu raciborskiego w szkołach jest prowadzona lekcja religii rzymskokatolickiej. Natomiast zdarza się, że inne kościoły czy związki wyznaniowe prowadzają alternatywnie lekcje religii dla swoich członków i jest to normalnie wpisywane na świadectwo ukończenia klasy czy szkoły.
– Ł.L.: No ale co z tym sposobem organizacji lekcji religii w szkole?
– A.J.: Najprościej: obecność lekcji religii rzymskokatolickiej w szkole normuje po pierwsze Konstytucja RP, po drugie konkordat, natomiast konkretny kształt nadają jej ustawy i rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej, ale także ze strony kościelnej właściwe dokumenty, te mianowicie, które zajmują się lekcją religii. W każdej diecezji za lekcję religii odpowiada biskup diecezjalny. I tu zaczynają się schody. Z jednej bowiem strony mamy normy państwowe, czyli prawo oświatowe; tym samym lekcja religii jest traktowana tak samo, jak inne przedmioty, co potwierdził Europejski Trybunał Praw Człowieka – wyrok z 29 czerwca 2007 r. Z drugiej strony natomiast za całość treści, sposób ich przekazywania i osobę katechety odpowiada strona kościelna. Dlaczego zatem schody? Bo np. dyrektor szkoły nie może sobie autonomicznie zatrudnić katechety. Z kolei katecheta podlega ocenie nie tylko przez dyrektora szkoły i wizytatora kuratoryjnego, ale także przez wizytatora diecezjalnego. Ciekawe jest to, że ten wizytator diecezjalny ma większe uprawienia niż wizytator kuratoryjny. W ten sposób strona kościelna chce wziąć odpowiedzialność za poziom prowadzenia lekcji religii w szkole. W naszej diecezji każdy katecheta jest zobowiązany do nieustannego formowania się, uczestniczenia w spotkaniach, rekolekcjach, warsztatach itd. Zresztą, skoro mówimy o szkole – to moje prywatne zdanie – to każdy nauczyciel powinien zostać zobowiązany do nieustannego uczenia się i do zdobywania nowej wiedzy oraz nowych umiejętności.
I co tu powiedzieć? Jest różnie
– Ł.L.: Pojawia się nam tu zatem kwestia poziomu na lekcjach religii. Mówisz, że Kościół dba o to, żeby był wysoki, a tymczasem dość chyba szeroko rozpowszechniona jest opinia, że nauczyciele katecheci przedstawiają na swoich zajęciach poziom niski. To jak to z Twojej perspektywy z tym poziomem jest?
– A.J.: Widzisz, starałem się do tej pory pokazać, że rozwiązania systemowe, prawne często nie są adekwatne do życia i, niestety, przy braku dobrej woli szkodzą, zamiast służyć. Ostatnio usłyszałem z ust jednego z samorządowców, że dzisiaj religia jest coraz mniej popularna. Niestety, nie sposób się z nim nie zgodzić. Jak to wygląda w Raciborzu? W szkołach podstawowych jest dość wysoki poziom uczęszczania na lekcje religii, bo prawie 100%; waha się w okolicach 95-99%. Natomiast sytuacja zmienia się w szkołach ponadpodstawowych. I tu jest ciekawa sprawa, bo są takie technika w naszym mieście, w których w religii z 30. uczniów w klasie uczestnicy 30. bądź 28., a są takie, w których na 30. uczniów w katechezie uczestniczy 5. Więc trudno mówić o ogólnej tendencji. Trochę inaczej wygląda to w liceach. Tam w lekcjach religii bierze udział ok. 75-80% uczniów. Tak naprawdę w stosunku do dużych miast w Polsce jest to bardzo dobry wynik! A co z jakością lekcji religii?… Czym ją właściwie zmierzyć? W przypadku innych przedmiotów poziom mierzy się zdawalnością egzaminów, matur, wygrywaniem konkursów. W przypadku religii może trzeba by szacować poziom na podstawie frekwencji?… Na pewno pytasz mnie też o lekcje, które obserwuję jako wizytator. I co tu powiedzieć? Jest różnie. Musiałbym zacząć od wielkiego kryzysu przedmiotów humanistycznych. Od kilku lat jest jasna tendencja: wartość mają te przedmioty, które na coś się przydadzą, a więc matematyka, fizyka, informatyka, biologa, chemia i angielski. Przedmioty te dają wiedzę, która ma być wykorzystana do czegoś, podczas kiedy przedmioty humanistyczne są tak naprawdę dla szerokości i światłości naszego postrzegania świata. I w takie przedmioty wpisuję się religia. Język, metody i pojęciowanie humanistyczne wydają się być bardzo odległe od potrzeb ucznia. Rodzą się zatem dwa fronty: młody człowiek ze współczesnego świata pluralistycznego, niekoniecznie nasyconego chrześcijańskim światopoglądem, coraz mniej religijnego, korzystającego z całej palety nowych technologii, selektywnie czerpiącego wiedzę i opierającego swoje motywacje na pozytywnym bodźcowaniu – a z drugiej strony stara Biblia, marmurowe dogmaty i, jak się wydaje, odległe od realiów zasady życia. Jeśli zatem katecheci czy nauczyciele religii – nieważne, czy księża, czy świeccy – nie staną z Ewangelią, która ma być światłem dla młodego człowieka, a będą tylko opisywali to światło, to katecheza w szkole może umrzeć naturalnie. Dlatego jest bardzo ważny własny rozwój katechetów, umiejętność słuchania młodych, poświęcenie im czasu, znajomość ich świata, korzystanie z nowoczesnych technologii itd. I przede wszystkim wiara. Taka wiara i ufność Jezusowi, która pozwala dawać przykład, pociągać i prowadzić do Kościoła: do sakramentów, życia Ewangelią, do znalezienia własnego miejsca w Kościele.
Nieprofesjonalnie prowadzona katecheza jest obrazą Boga
– Ł.L.: Pozostańmy przy tym, jak katechizować. Co ciekawego z Twojego punktu widzenia mówi na ten temat ogłoszone w tym roku „Dyrektorium ogólne o katechizacji”? Znamienne jest, jak sądzę, że dokument ów przygotowała Papieska Rada ds. Nowej Ewangelizacji.
– A.J.: Znowu wrócę do początku: czy chodzi Ci, Łukaszu, o to, jak katechizować, czy o to, jak uczyć religii? Jedno jest z drugim nierozłącznie związane, ale sprecyzuj, proszę.
– Ł.L.: Wybacz, Arturze. Chodzi mi, oczywiście, o uczenie religii.
– A.J.: Jest to bardzo ważne rozróżnienie, bo katechizacja to szersze działanie zbawcze Kościoła, a lekcja religii powinna być w nią wpisana. Co do tego dyrektorium, o które pytasz, a które zostało zaprezentowane przez Stolicę Apostolską w czerwcu tego roku, to najwłaściwszy komentarz to to, że… nie ma jeszcze jego wersji polskiej. Niemniej, podczas watykańskiej prezentacji dokumentu jego główny autor, abp Rino Fisichella, wskazał kilka bardzo ważnych punktów, które należy przenieść także na płaszczyznę religii szkolnej. Przede wszystkim kerygmat, czyli głoszenie Ewangelii, głoszenie tego, że Bóg ukochał człowieka, a kiedy ten odrzucił Jego miłość, posłał swojego Syna, który umarł za niego i za jego grzechy, aby zmartwychwstać i dać mu nowe życie. Stąd samo dyrektorium zostało opracowane przez Papieską Radę ds. Nowej Ewangelizacji, a nie przez Kongregację ds. Duchowieństwa. Prościej: katechizuje się wierzących, podczas kiedy kerygmat głosi się tym, którzy albo nie poznali jeszcze Jezusa, albo przestali Jemu wierzyć. Czyli lekcja religii ma być prekatechizacją: czy szkoła nie jest świetnym areopagiem do tego, by dzielić się Jezusem? Nie tylko w ramach 45. minut lekcji, ale także w czasie przerwy i dyżuru, kawy w pokoju nauczycielskim, wyjazdu z uczniami czy w ramach naturalnych, międzyludzkich, zawartych w szkole przyjaźni. Oczywiście, każda płaszczyzna wymaga sobie właściwych metod. A streszczając ten cały wywód, napiszę Ci hasło, którym często posługiwaliśmy się, przygotowując i organizując Przystanek Jezus: „Źle przeprowadzona ewangelizacja jest obrazą Boga”. Parafrazując to hasło, można pokusić się o stwierdzenie odnośnie do katechezy: „Nieprofesjonalnie prowadzona katecheza jest obrazą Boga”.
– Ł.L.: Arturze, a co myślisz o raz po raz podnoszonym postulacie, żeby religia odbywała się tylko przy parafiach?
– A.J.: Nie chcę tu mówić o kontekście historycznym. Podkreślę tylko, że właściwa katechizacja odbywa się przecież przy parafii i dalej jest w salkach. Nauki przedmałżeńskie, nauki przedchrzcielne, wyjazdy pielgrzymkowe – to wszystko przecież jest katechizacja. A, i jeszcze katechizacją jest przygotowanie do bierzmowania. Proszę zobaczyć, ile emocji budzi trzyletnie przygotowanie do bierzmowania przy parafii, gdy młodzież przychodzi na parafię na jedną godzinę na miesiąc. A co by było, gdyby miała być na parafii dwie godziny na tydzień!?
Gdyby nie było religii, to co?
– Ł.L.: Czyli, Arturze – nawiązując do otwierającego nasze mejlowanie pytania – religia w szkole ma jeszcze sens.
– A.J.: Chciałbym Ci pokazać jeszcze jedną rzecz. W cyklu edukacji – na tym etapie prawnym, jaki mamy – religia jest jedynym przedmiotem, na którym bezpośrednio mówi się o kategoriach dobra i zła. Gdzieś jeszcze może na języku polskim porusza się te kwestie, jakieś elementy może są na WOSie; godzina wychowawcza ma już zupełnie inny charakter. I wyobraź sobie teraz ten dzisiejszy styl życia: lekcje od siódmej do szesnastej, potem zajęcia korekcyjne, trening, tańce, korepetycje. Dziecko czy nastolatek wraca do domu ok. dwudziestej, siada do lekcji, komputer – i tak przez pięć dni. Rodzice widzą swoje dziecko w locie. Gdyby nie było religii, to co? Bólem edukacji jest dla mnie to, że obecnie w szkole do wyboru jest religia, etyka albo nic. Te przedmioty, religia i etyka, powinny być alternatywne dla siebie. Przecież chodzi o młodego człowiek, o pokolenia! O tym, jak wybierać, jakimi wartościami się kierować, dowiadują się dziś młodzi z mediów. Fajna alternatywa, nie? Uważam, że lekcja religii ma w szkole sens. Ale czy my dobrze wykorzystujemy tę szasnę? Czy dobrze wykorzystują ją dyrektorzy, wychowawcy, rodzice, a dalej Kościół? O czyje dobro dbamy: swoje, młodego człowieka czy systemu? A jeśli systemu, to czym się kierujemy? Oby nie finansami…
Notka o rozmówcy
Ks. Artur Juzwa – diecezjalny wizytator religii, koordynator katechezy w rejonie Racibórz, duszpasterz katechetów dekanatu Racibórz, opiekun szkół im. Jana Pawła II w diecezji opolskiej, członek zespołu redakcyjnego nowego diecezjalnego podręcznika do religii, na co dzień wikary w parafii Matki Bożej w Raciborzu i katecheta w Szkole Podstawowej nr 18 im. Książąt Raciborskich oraz w II Liceum Ogólnokształcącym im. Adama Mickiewicza w Raciborzu.