Wicedyrektor szpitala zakaźnego: umierają nam młodzi ludzie, noworodek z covidem „nie miał płuc”
Radni powiatowi z komisji zdrowia zapoznali się z bieżącą sytuacją szpitala zakaźnego w Raciborzu. We wtorek 23 czerwca zadawali pytania Elżbiecie Wielgos–Karpińskiej zastępczyni medycznej dyrektora lecznicy. Ta mówiła jak szpital boryka się z wciąż rosnącą liczbą chorych.
Na posiedzenia komisji zwykle przychodzi do radnych dyrektor Ryszard Rudnik. Odkąd nastała epidemia covid–19 unika on publicznych spotkań ze względu bezpieczeństwa. Przed miesiącem nie zjawił się „na żywo”, proponując, że połączy się z radnymi przez wideokonferencję. Tej formy kontaktu nie ceni sobie szef komisji zdrowia Franciszek Marcol. Miał do Rudnika pretensje. Komisja bez dyrektora była burzliwa, na szefa lecznicy wylała się fala krytyki, a pokłosiem posiedzenia była zapowiedź pozwu o naruszenie dóbr osobistych dyrektora, którą ten zapowiedział wobec radnego Łukasza Mury.
„Popularna” lecznica
Czerwcowe obrady też odbyły się bez dyrektora naczelnego z Gamowskiej. Zastąpiła go wicedyrektor medyczna. Elżbieta Wielgos – Karpińska opowiadała rajcom ze starostwa, że lecznica na Gamowskiej jest „popularna” na Śląsku. Trafia tu mnóstwo nowych pacjentów. Aktualnie zakażonych koronawirusem jest tu najwięcej w całym województwie. – Inne szpitale hospitalizują po 60–70 osób. My nie tylko, że nie zeszliśmy poniżej 100 pacjentów, ale
mamy teraz 160 – mówiła radnym lekarka we wtorek 23 czerwca. Najwięcej naraz było w Raciborzu 190 chorych. W trakcie walki z pandemią ich liczba spadła już do nawet do 120, ale w ostatnich tygodniach covidowców tylko przybywało. – Tak jakoś to się składa, że mamy najwięcej. Interweniujemy w tej sprawie u dyrektora śląskiego oddziału NFZ, u wojewody śląskiego, ale niewiele z tego wynika. Z Częstochowy wolą wozić pacjentów do Raciborza, bo tu chorego przyjmą, zamiast załatwiać im miejsce przez Tychy czy Gliwice. Dzieje się tak mimo, że raportowane są tam wolne miejsca – zauważyła zastępczyni dyrektora Ryszarda Rudnika. Co ciekawe NFZ też zainteresował się sprawą, bo im więcej pacjentów ma szpital z Gamowskiej, tym większe środki trzeba tu przekazywać z funduszu.
Osocze cudów nie robi
Wielgos – Karpińska opowiedziała radnym o różnych przypadkach zachorowań na koronawirusa. Najlepiej znosili go pacjenci dializowani, z których podczas opieki w Raciborzu zmarł tylko jeden. – Ale umierają nam młodzi ludzie. To nie jest tak, że przegrywają z chorobą tylko ciężko chorzy z powikłaniami. Na początku sama tak myślałam. Była np. jedna pani nauczycielka, w wieku 44 lat. Na nic nie chorowała i zmarła. W ciężkiej postaci COVID–19 trudno jest uratować chorego. Podawaliśmy im osocze od ozdrowieńców, ale ono cudów nie robi. Sprowadziliśmy także nowe leki przeciwwirusowe. Jednak to nie tak, że podamy lek i ktoś zdrowieje. Kto ma covidowe zapalenie płuc ten nie ma czym oddychać. Wysłaliśmy takich chorych do Kra
kowa, do jedynego ośrodka, który przyjmuje na pacjentów chorujących na płuco–serce, ale i tam oni umierali. Było także nowonarodzone dziecko, także zakażone. Przez koronawirusa ono „nie miało płuc” (już po obradach komisji pani doktor mówiła nam, że użyła skrótu myślowego używając tego określenia; chodziło jej o to, że koronawirus zaatakował płuca dziecka – przyp. red.). Walczyło i żyje, bo noworodki mają swoją siłę. Teraz czeka na wyjście do domu, ale jegotatuś jest jeszcze zakażony – relacjonowała członkom komisji E. Wielgos – Karpińska.
Nikogo nie wpuszczę
Wicedyrektor opowiedziała członkom komisji historie pacjentów, bo radni pytali czy byłaby możliwość pokazania w mediach jak wygląda raciborski szpital zakaźny od środka. Przywołali przykład z Kędzierzyna – Koźla, gdzie telewizja TVN zrobiła reportaż zaproszona do środka lecznicy. O programie było głośno, a szpitalem kieruje raciborzanin Jarosław Kończyło. – Nikogo tam (na Gamowską – red.) nie wpuszczę. Takie zwiedzanie to jak proszenie się o nieszczęście. Wiem jak straszne potrafi być zakażenie koronawirusem – oznajmiła doświadczona pani chirurg. Skomentowała przy tej okazji ostatnie, dość częste zakażenia wśród personelu szpitalnego i konieczne w takich przypadkach kwarantanny, obejmujące po kilka i więcej osób. – Zakaża się nam personel bo w strefie dla personelu, pracownicy nie chodzą w maskach, a wbrew pozorom te maski nas wszystkich zabezpieczają – skwitowała Elżbieta Wielgos – Karpińska.
(ma.w)