Lenk: oświata została zdewastowana, ale podziwiam rodziców
Zapytaliśmy byłego prezydenta Raciborza jak ocenia to, co w minionym roku prezydent Polowy i naczelnik Żychski robili w sprawie przyszłości szkół w centrum. Ich zamiary oszczędzania na oświacie napotkały zdecydowany opór rodziców uczniów.
Mirosław Lenk przypomina, że i on oszczędzał na oświacie, ale robił to „bez krzywdzenia”. Teraz jest zbudowany postawą rodziców, którzy nie byli bierni wobec planów i działań prezydenta miasta. – Świetnie się przygotowali do dyskusji z nim, widać, że mają wiedzę w temacie. Próbują przekonywać władzę, że nie ma racji w swoich zapędach, że dokumenty, na które powołuje się prezydent Polowy mają się nijak do rzeczywistości – mówi były włodarz miasta. W jego opinii polska oświata została zdewastowana w ostatniej reformie minister Zalewskiej, a koszty utrzymania szkół samorządowych dramatycznie wzrosły. Lenk rozumie poszukiwanie pieniędzy przez swego następcę, ale z dezaprobatą traktuje plany likwidowania jakiejkolwiek placówki w centrum. – Wygląda to tak, jakby prezydent Polowy miał jakąś obsesję na temat oświaty, a już najbardziej na temat SP15, gdzie kiedyś byłem dyrektorem. Ale nie chce mi się wierzyć, że tak jest – kwituje M. Lenk.
Lasu rąk nie będzie
Były włodarz podpowiada Polowemu, że jego projekt związany z likwidacją którejkolwiek z obecnie działających szkół miejskich „raczej nie ma szans na realizację”. Bo na przeszkodzie stoi rada miasta, która musi przegłosować uchwałę do końca lutego i trzeba zdążyć powiadomić rodziców o zamiarze zamknięcia szkoły. – Rada się do tego nie pali, bo to bardzo ważna decyzja. Samorząd to nie zabawa, a żadna ze szkół nie należy czy to do pana Polowego czy to do radnych Raciborza. Takie decyzje trzeba podejmować w konsultacji z mieszkańcami – zaznacza M. Lenk. Choć nie wie jak zachowaliby się w takim głosowaniu nad likwidacją radni prezydenta, to dobrze wie, co myślą o tym radni z „Razem dla Raciborza”. – Sądzę, że trudno byłoby podnieść rękę za likwidacją którejkolwiek ze szkół radnym Michała Fity czy Piotrowi Klimie – prognozuje Lenk. Wskazuje przy tym na postawę kuratora oświaty, który dziś nie godzi się na likwidację małej szkółki uczącej 20 – 30 dzieci, a co dopiero dużej placówki w centrum, gdzie jest 300 uczniów jak w SP4 czy 700 uczniów jak w SP15. – Powiedział o tym ostatnio minister Michał Woś. Rząd PiS nie godzi się na likwidację szkół, czyli żaden kurator nie da na to zgody. Taka zgoda byłaby ewenementem na skalę ogólnopolską – podkreśla radny z „Razem”.
Liczenie to nie wszystko
Lenkowi, który trzykrotnie wygrywał wybory prezydenckie, łatwo jest stwierdzić, że wyborcze deklaracje to jedno, a rzeczywistość sprawowania władzy – drugie. – Jeśli próbuje się dokonywać jakichś zmian, to trzeba uderzyć w czyjeś interesy. Tutaj chodzi o interesy aktywnej grupy raciborzan – nauczycieli i rodziców uczniów. Pokazali jak potrafią się bronić. Dowiedli, że obecne wypełnienie szkół jest optymalne – uważa były włodarz.
Lenk krytycznie ocenia metodę dochodzenia do wniosków o próbach likwidacji. – Samo liczenie pojemności klas tu nie wystarczy. Trzeba spojrzeć na całą strukturę działalności szkół, na tamtejsze zajęcia pozalekcyjne czy nauczanie indywidualne. Szkołę tworzy nie tylko prosta siatka godzin. To nie jest takie proste, to złożony problem – ocenia radny.
Potencjalny wybawiciel
Czy Lenk dostrzega potencjał sprzedażowy włości gminnych, kiedy doszłoby do likwidacji placówki, po której zostanie zabudowana nieruchomość w atrakcyjnej lokalizacji? – Wszelkie plotki dotyczące takich sytuacji związane są z potencjalnym zainteresowaniem dla takiej oferty ze strony Eko-Okien, jako jakiegoś wybawiciela z wszelkich kłopotów miasta. Zabudowa placu Długosza, zagospodarowanie budynków czy terenów po „pustych” szkołach. Uważam, że te oczekiwania są zbyt daleko idące. Nie mam co prawda kontaktu z właścicielem spółki, ale patrzenie na problemy Raciborza przez pryzmat interesów dużej fabryki to moim zdaniem jest nieporozumienie – uważa Mirosław Lenk.
G5 się nie powiodło
Jako przykład asekuracyjnego podejścia obecnych władz do wątku przyszłości opuszczonych przez szkoły budynków podaje sytuację byłego Gimnazjum nr 5 (jeszcze dawniej SP11) przy ul. Opawskiej. – Wciąż nie ma dla tych budynków pomysłu. To stara, piękna szkoła. Wcześniej rozmawialiśmy o niej z panią rektor PWSZ. Potrzeba było pozyskać pieniądze na adaptację G5 na uczelniany kampus. Chodziło o kwotę ok. 8 mln zł. Lokalizacja, obiekty, parking, boisko i sala to wszystko ważne atuty. Niestety, plany nie doszły do skutku, ale były. Obecnie nawet tego brak – podsumowuje radny Lenk.
(ma.w)