Rameta: wszystkie ręce na pokład
Poważne problemy związane z chudszym portfelem zamówień przeżywa spółdzielnia meblarska Rameta. Wycofuje się klient, dla którego produkowano większość mebli. Prezes Stefan Fichna pracuje z załogą nad wyjściem z kryzysu.
Jeszcze kilka lat wstecz o kondycji Ramety nie można było powiedzieć złego słowa. Produkcja mebli rosła w tempie nawet 40% rocznie. Zamówień przybywało. – Nie mogliśmy się odgonić od nowych zleceń – wspomina dobre czasy Stefan Fichna. Stoi na czele zarządu. Z Rametą jest związany od 27 lat. Wywodzi się z załogi, ma doświadczenia z wielu stanowisk w ciągu lat kariery.
Spadek cen, wzrost kosztów
Pierwsze symptomy nadchodzącego kryzysu zaczęły się dla Ramety w 2017 roku. Jej największy kontrahent, francuska grupa kooperująca z siecią detaliczną zaczęła nieoczekiwanie zmieniać wymagania. Przez ponad 16 lat dla tego klienta liczyła się przede wszystkim jakość mebli. W 2017 roku zaczął wymagać obniżki cen kupowanych produktów. W Ramecie poszli mu na rękę, ale gdy rok później postawiono kolejne warunki co do ceny, raciborzanie powiedzieli stop. – W nieskończoność nie da się obniżać standardów w meblach, bo wróci do reklamacji. Dajemy dwa lata gwarancji na nasze wyroby, a przecież muszą wytrzymać dłużej – tłumaczy prezes Fichna.
W 2018 roku umowę z Francuzami podpisano, ale z klauzulą, że ci mogą poszukać alternatywnego dostawcy. Jeśli znajdą tańszego – rozstaną się z Rametą.
– Cena, cena, cena. Tylko o tym z nami rozmawiano. Negocjacje trwały wiele godzin, a wcześniej porozumiewaliśmy się błyskawicznie – opowiada szef zarządu. Rozmowy były trudniejsze, bo skład szefostwa francuskiej grupy się zmienił. Fichna wie, jak ważne są osobiste relacje w biznesie, gdy strony się po prostu lubią. – Z nastaniem nowych władz sprawy zaczęły się psuć, to było zauważalne. Broniłem interesów Ramety, nie mogłem pozwolić na kolejne ustępstwa – wyjaśnia.
Połowa zamówień
W kwietniu tego roku Francuzi poinformowali o wypowiedzeniu umowy z raciborską fabryką. Zamawiają towar do końca września, później się wycofują, bo znaleźli tańszego dostawcę. – Z ich perspektywy chodziło o 2% różnicy w kontrakcie, o parę euro na pojedynczym meblu. Wygląda jakby szukano pretekstu by się rozstać. Oceniano nas bardzo pozytywnie, nie spełniliśmy tylko warunku cenowego. Cięcie było gwałtowne mimo siedemnastu lat współpracy, z której obie strony były zadowolone – zaznacza prezes Ramety.
Francuski kontrahent zamawiał połowę produkcji raciborskiej fabryki. Tygodniowo do Francji wyjeżdżało z Raciborza nawet 25 ciężarówek z meblami. – Rozpacz zajrzała nam w oczy. Pojawiło się widmo redukcji załogi o połowę, bo straciliśmy tyle z zamówień – mówi o wiosennych nastrojach szef zarządu. Większość z liczącej teraz 380 osób załogi zna osobiście. Nie wyobraża sobie by powiedzieć co drugiemu z zatrudnionych: nie mam dla ciebie pracy. – Choć słyszałem głosy, że trzeba ratować drugą połowę załogi, żeby Rameta przetrwała – przyznaje.
Trzech nowych klientów
Rozpoczęto starania o pozyskanie nowych klientów w miejsce francuskiego odbiorcy. Rameta wystawiła się na branżowych targach, rozsyłano oferty, proszono partnerów o rekomendacje i pomoc w nawiązywaniu kontaktów biznesowych. Te działania przyniosły skutek. Nawiązano współpracę z trzema nowymi klientami. Największy z nich pojawił się w ubiegłym tygodniu. To kupiec z dużej sieci austriackiej. Wybrał już asortyment i do dwóch miesięcy ruszy wysyłka produkcji. – Jeszcze w październiku będziemy kończyli zamówienia dla Francji, a od listopada możemy pracować dla Austriaków – zapowiada S. Fichna. Dwa kolejne rynki to Włochy oraz kraje Beneluxu. – Już produkujemy dla tych klientów. We wrześniu trafią tam z Raciborza pierwsze dostawy. Fichna przewiduje, że nowe kontrakty zapełnią dziurę po Francuzach w połowie. – Na początek nie będzie źle. Austriacy dają nam także perspektywę dostaw na rynek czeski, słowacki i węgierski – wylicza.
Nowe filary
Priorytetem jest ochronić załogę fabryki przed redukcjami z powodu braku zamówień. – Nastroje w pracy uległy poprawie. – Strach panował, ale co najgorsze mamy już za sobą. Pojawiły się całkowicie nieuzasadnione głosy o rzekomej upadłości, którym to głosom muszę kategorycznie zaprzeczyć. Zarząd Ramety dzięki wdrażanemu programowi naprawczemu i pozyskaniu nowych klientów już wkrótce przewiduje wzrost obrotów. Wrzesień to dobry czas dla producentów mebli. Powinniśmy się obronić w tej trudnej sytuacji. Wspólnie z zastępcami i radą nadzorczą pracuję nad tym. Nie ma szans bym złożył broń – podkreśla Stefan Fichna. Prezes dostrzegł zrozumienie w oczach zatrudnionych w Ramecie ludzi. Wierzą, że choć trzeba trochę „pocierpieć” to sytuacja się poprawi, bo nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. – Znajdziemy w miejsce jednego dużego klienta kilku mniejszych i staniemy na paru filarach – prognozuje szef zarządu fabryki.
Potrzebne są teraz „wszystkie ręce na pokład”. – Rozmawiamy, pytamy czy wszyscy tego chcą, bo trzeba być cierpliwym. Nie każdy jest tego pewien, żeby zacisnąć pasa. Ja wierzę, że w parę miesięcy sytuacja się poprawi, bo mamy plan i go realizujemy – mówi nam prezes.
Z liczącego jeszcze wiosną 400 osób zakładu odeszła w ostatnim czasie część pracowników. Teraz zatrudnienie wynosi 380 osób. Nowe zamówienia oznaczają, że w Ramecie rozglądają się za nowymi tapicerami i szwaczkami. Mało tego, w krótkiej perspektywie czasu nosimy się z zamiarem zwiększenia wynagrodzeń, żeby zmotywować załogę, która powinna sprostać rosnącej ilości zamówień. Jednocześnie w dalszej perspektywie liczymy się z koniecznością naboru nowych pracowników. Trzeba dopasować możliwości zakładu do potrzeb rynku. Fichna wyjaśnia, że nie można produkować wszystkiego na rympał, tylko dowiedzieć się jakie produkty wycofać z produkcji. – „Prześwietlamy” nasz asortyment – zaznacza. Obecnie prowadzone są bardzo zaawansowane rozmowy z inwestorem krajowym, którego danych jeszcze ujawnić nie mogę. Jego zaangażowanie finansowe pozwoli na realizację stale zwiększających się zamówień.
Już to przechodzili
Konieczne są zmiany dotyczą organizacji pracy, efektywności produkcji i nowej struktury zatrudnienia, także w części administracyjnej. Zarząd, który przez wiele lat pracował jako jednoosobowy, działa teraz na trzech stanowiskach. Fichna ma dwóch zastępców. – Potrzeba nam jak najlepszych rozwiązań, a co trzy głowy to nie jedna. Dyskusje, modyfikacje i to jest dobre. Czuję komfort tego wsparcia. Jestem bardzo związany i emocjonalnie zaangażowany w zakład. Dlatego mocno przeżywam jego problemy – stwierdza prezes.
Pocieszający jest przykład z niedawnych dziejów fabryki. 12 lat temu Rameta zakończyła współpracę ze szwedzką Ikeą. – To był podobny klient. Jego zamówienia sięgały 40% produkcji. Odszedł, ale z rocznym okresem wypowiedzenia. Wówczas wyszło to nam na dobre. Przyszli inni, uzyskaliśmy wyższą rentowność. Dlatego teraz też wierzę, że się obronimy – podsumowuje Stefan Fichna.
Mariusz Weidner
Miasto przychylne Ramecie
Wskutek kryzysu w zamówieniach powstały zaległości w podatkach od nieruchomości, które spółdzielnia musi płacić Miastu. – Wpierw musiałem załogę zabezpieczyć i uzbierało się nam zaległości w stosunku do urzędu. Zwróciłem się po pomoc do prezydenta Raciborza Dariusza Polowego. Rozmawialiśmy niedawno i usłyszałem od niego, że na pewno będzie się starał nam pomóc, że Miasto docenia dorobek Ramety, która od 50 lat daje pracę raciborzanom, w tym wielu osobom niepełnosprawnym, stanowiącym dziś 67% całej załogi – informuje S. Fichna