Kronikarskie czasy Adama Markowskiego
Pierwsza połowa lat 70. obfitowała w wydarzenia, które skrupulatnie odnotowywano w prowadzonej od 22 lipca 1974 roku kronice. Dyrekcja Zjednoczenia miała ambitne plany produkcyjne, a pracownicy realizowali je w niedzielnych czynach społecznych. Najlepszych nagradzano wycieczkami do Związku Radzieckiego.
Redaktorzy kroniki
Nowemu dyrektorowi Adamowi Markowskiemu, który rozpoczął pracę 1 maja 1973 roku podlegały: Zakłady Graficzne w Raciborzu przy ul. Staszica 22 (zatrudnione 82 osoby), Zakład Kartoniarski przy ul. Londzina 16 w Raciborzu (49 pracowników), Zakład Usług Stolarskich przy ul. Kolejowej 19 a w Raciborzu (45 pracowników) i Zakłady Graficzne przy ul. Poniatowskiego 9 w Koźlu (16 etatów). Przedsiębiorstwo miało dwadzieścia jeden maszyn drukujących typograficznych, pięć maszyn offsetowych, trzynaście introligatorskich i dziewięć sztanc wykrawających, a usługi realizowano nie tylko dla województwa katowickiego, ale i łódzkiego, krakowskiego, warszawskiego, wrocławskiego, a nawet gdańskiego.
Ambitnym planem dyrekcji generalnej było zagospodarowanie trzeciej kondygnacji zakładu przy ulicy Staszica i pozyskanie przylegającego do niego budynku, w którym chciano umieścić magazyn techniczny na płyty offsetowe. W kartoniarni planowano wygospodarować miejsce na odpady kartonu i usprawnić jego składowanie, wybudować garaże i zakupić podnośnik do transportu pionowego i poziomego. Koźle miało dostać linotyp i maszynę pełnoformatową offsetową, a w drukarni w Raciborzu, dzięki zakupowi maszyn powielających i kserografu, miała zostać uruchomiona mała poligrafia. W listopadzie powołano nawet dział technologiczno-produkcyjny, którego zadaniem było opracowywanie planów produkcji i analizowanie portfelu zamówień. Zaczęto od wymiany dachu w budynku przy ulicy Staszica i choć prace robiono etapami, to jednak ulewne deszcze spowodowały zalanie dolnych kondygnacji budynku. Szczególnie mocno ucierpiała hala introligatorni, a ciągłość produkcji utrzymano tylko dzięki pomocy robotników z Zakładu Karnego.
O ile wielkie inwestycje zazwyczaj kończyły się na planach, to pomysł na powstanie Kroniki Zakładów Graficznych, który zrodził się właśnie za kadencji dyrektora Markowskiego, przy zaangażowaniu wielu pracowników, udało się zrealizować. W zespole redakcyjnym znaleźli się: Józef Myśliwiec (przewodniczący, odpowiedzialny za opracowanie graficzne i teksty współczesne), Zygfryd Kiermaszek (wiceprzewodniczący, odpowiedzialny za zbiór dokumentacji), Walter Sotyka (opracowanie tekstów i część historyczna), Diter Chrubasik (zdjęcia, reprodukcje, archiwum), Elżbieta Czogała (wpisy do kroniki) oraz Adam Markowski jako protektor wydawnictwa.
Pierwszy wpis zrobiono 22 lipca 1974 roku z okazji XXX-lecia ogłoszenia Manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. W części historycznej Walter Sotyka przygotował teksty na temat historii druku, wynalazku Gutenberga, rozwoju drukarstwa europejskiego, polskiego i w końcu śląskiego. Osobny artykuł poświęcił przedwojennym „Nowinom Raciborskim”, które ukazywały się od 1889 do 1921 roku. Kilka zdań poświęcił też prasie powojennej. „Nawiązując do dawnej tradycji reaktywowano „Nowiny Raciborskie” 1 kwietnia 1947 roku, które niestety w 1949 roku zostały połączone z „Nowinami Opolskimi”. Od grudnia 1954 roku do grudnia 1956 roku ukazywał się miesięcznik „Głos Ziemi Raciborskiej”, a od lutego 1958 roku problemami Ziemi Raciborskiej zaczęły interesować się „Nowiny rybnicko-wodzisławskie”, przejęte w spadku po „Nowinach Raciborskich – pisał pan Walter, a ja tylko dodam, że „Nowiny Raciborskie” ukazują się do dziś od 30 stycznia 1992 roku i przez pierwszych sześć lat drukowane były w Zakładach Graficznych przy ul. Staszica w Raciborzu.
O butach, które nie dojechały do ZSRR
Podlegająca Zakładom Graficznym kartoniarnia mieściła się w budynku przy ul. Londzina 16, w którym dziś znajduje się przedszkole. Gdy we wrześniu 1972 roku rozpoczynał tam pracę Józef Horny, kierownikiem zakładu był Emil Wieczorek, który w grudniu tego samego roku wyjechał na wycieczkę do Niemiec i już nie wrócił. Po nim przyszedł Jerzy Gołombek, potem Leon Świerczek, Zenon Kubiak, Maria Kubańska i Maria Urbańska. – Na parterze piętrowego budynku stały poniemieckie maszyny offsetowe. Najstarsza pochodziła z 1898 roku, to był ręczny nakład i pełny format. Mój kolega Roman Bugdol, który kończył Technikum Poligraficzne w Warszawie, robił na niej pracę dyplomową. Gdy napisał, że wykonał ją na XIX-wiecznej maszynie, profesorowie nie mogli w to uwierzyć, a my pracowaliśmy na niej cały czas – wspomina pan Józef i dodaje, że najlepszym maszynistą kartoniarni był Jerzy Lelek, który dojeżdżał z Brzeźnicy. – Pracował też u nas Józef Koziarczyk, który potem przeszedł do drukarni i Henryk Skorupa, który był brygadzistą. Na pierwszym piętrze było biuro, klejarnia i maszyny sztancujące, na których pracował Leon Świerczek. Z kolei Aleksander Wyszkoń to był bardzo mądry facet, który wymyślał w zakładzie różne usprawnienia. Oprócz nas były same kobiety. Najtrudniejszy był okres zimowy, bo codziennie trzeba było rozładować i załadować kilka samochodów z towarem i robili to bez wyjątku wszyscy. Nasze dziewczyny były uniwersalne. Potrafiły wykonać każdą pracę, dlatego często je przerzucano do drukarni – tłumaczy pan Horny.
Raciborski „Ślązak” zamawiał w kartoniarni pudełka na cukierki, zakłady w Przemyślu pudełka na biszkopty, a fabryki w Prudniku, Namysłowie i krapkowicki Otmet pudełka na buty. – Mieliśmy taki układ, że dwa razy do roku kierowca przywoził nam odrzuty z eksportu do Związku Radzieckiego. To były piękne skórzane buty, które mogliśmy kupić w dobrej cenie. Mieli taką rozmiarówkę, że nawet nie musiałem ich mierzyć i zawsze były dobre – wspomina Józef Horny. Okoliczni cukiernicy brali stąd opakowania na torty, a pod koniec lat 80. pojawiły się te na pizze. – Korzystaliśmy z wykrojników, a szablony do nich przygotowywaliśmy ręcznie. Pamiętam takie święta wielkanocne, które spędziłem w zakładzie już po przeniesieniu kartoniarni na Staszica. Robiłem wykrojnik krojąc go ręcznie piłką do metalu. Trzeba było mieć ogromną cierpliwość i zachować spokój, żeby cięcie było precyzyjne. W innych drukarniach robiły to odpowiednie urządzenia, ale nasza dyrekcja stwierdziła, że to za duży koszt – tłumaczy pan Józef.
W zakładzie pracowało się na dwie zmiany: od 6.00 do 13.00 i od 13.00 do 20.00, ale jak było pilne zlecenie, to i w nocy. Te nagłe sytuacje zdarzały się często po telefonach ze Zjednoczenia, informujących o tym, że zakład nie wykonał jeszcze planu. Żeby przyspieszyć realizację zamówień, w niedziele pracowano w czynie społecznym. – Dziś na takie rozwiązanie nikt by się nie zgodził, ale w tamtych czasach to była norma – podsumowuje pan Horny i opowiada o przerwach śniadaniowych, na które wyznaczono 15 minut. – Zanim człowiek odszedł od maszyny i dostał się na pierwsze piętro, gdzie znajdowała się jadalnia, to na posiłek niewiele mu zostawało czasu, więc zazwyczaj jedliśmy w trakcie pracy. A jak była jakaś kontrola to wszyscy grzecznie szli do jadalni.
W 1991 roku kartoniarnię z ulicy Londzina przeniesiono do drukarni przy Staszica. Dwie maszyny dociskowe i mała krajarka stanęły na parterze w dużej hali maszyn, a resztę, w tym dumę kartoniarni – enerdowską P-14, umieszczono w pomieszczeniu po byłym garażu.
Pociąg przyjaźni
W latach 70. maszyniści pracowali już na maszynach offsetowych, ale zanim to nastąpiło, zdobywali doświadczenie jeżdżąc do drukarni w Mikołowie, Katowicach, Wrocławiu i Cieszynie. – Druk offsetowy to była już nowsza technika druku, niż typografia. Początki były bardzo trudne, bo trzeba było od podstaw przygotować płytę cynkową. Pierwszą maszynę offsetową sprowadziliśmy z Warszawy z drukarni Wojska Polskiego. Zanim zacząłem na niej pracować, musiałem zdać egzamin w szkole poligraficznej w Katowicach Piotrowicach na kopistę offsetowego. Razem ze mną pojechał też Bernard Gruszczyk, który zdawał egzamin na fotografa reprodukcyjnego – tłumaczy Stefan Rostek i dodaje, że w późniejszych latach płyty cynkowe zastąpiły aluminiowe, a następnie trimetalowe, składające się ze stali, miedzi i chromu, które wytrzymywały bardzo duże nakłady.
W przygotowalni offsetowej zaczynał pracę litograf Józef Myśliwiec, który potrafił robić rysunki w lustrzanym odbiciu, a na początku robił to jeszcze na kamieniach litograficznych. – Pracowałem w Zakładach Graficznych do 1997 roku i choć wiele razy dyrekcja mówiła o zakupie komputerów do drukarni, ja ich już nie doczekałem – podsumowuje Stefan Rostek.
Kronikarz drukarni odnotował, że 14 lipca 1973 roku, w ramach obchodów XXIX rocznicy odrodzenia Polski, odsłonięto w Raciborzu Pomnik Matki Polki. Plakaty, które zapraszały mieszkańców na to wydarzenie, wydrukowano w raciborskich Zakładach Graficznych, a wykonana na blasze cynkowej reprodukcja pomnika wręczana była uczestnikom wyjazdowego Kolegium Zjednoczenia, które odbyło się 17 marca 1975 roku w oddanej właśnie do użytku nowej świetlicy Zakładów Graficznych w Raciborzu. Oprócz świetlicy, na ostatniej kondygnacji budynku znalazły się biura i pomieszczenia socjalne. Dotychczasowe pokoje administracji mieszczące się na trzecim piętrze, przeznaczono na lakierownię druków i małą poligrafię. Pierwsza otrzymała maszynę offsetową, druga Romayera wartego 186.600 złotych. Powiększono też powierzchnię produkcyjną przygotowalni offsetowej i chemigrafii. Ta ostatnia przeszła gruntowną modernizację, dzięki której powstały pomieszczenia ze stanowiskami na dwie trawiarki, zapylarnia i myjka płyt. Największą inwestycją było jednak stworzenie w tym dziale odpowiedniej wentylacji. Pracę usprawniły też nowo zakupione maszyny: szlifierka automatyczna do ostrzenia noży i dalekopis dla drukarni oraz automatyczna sztanca formatu A1 dla kartoniarni.
W czynie społecznym (określanym w kronice jako czyn partyjny) młodzi drukarze wykonali album dla harcerzy, odnotowano też wmurowanie aktu erekcyjnego pod budowę przedszkola im. Matki Polki przy ul. Kozielskiej w Raciborzu oraz wmurowanie kamienia węgielnego pod budowę szkoły muzycznej przy ul. Fornalskiej. Pracownicy, którzy angażowali się nie tylko w pracę zawodową, ale i społeczną, w dowód uznania za indywidualne wyniki dostawali atrakcyjne nagrody. Na wycieczkę do ZSRR w 1973 roku pojechała Anna Wielgosz i Elżbieta Czogała. Rok później „Pociąg Przyjaźni” zabrał ze sobą do Kraju Rad Julię Horczyk i Pawła Gawliczka.
Katarzyna Gruchot