Nowy schodołaz oknem na świat
Od udaru pnia mózgu mojego męża Sebastiana minie w lipcu 13 lat. Czas szybko biegnie. Zwłaszcza jest to widoczne po naszym schodołazie, czyli urządzeniu którym zwożę Sebastiana w dół z trzeciego piętra.
Były to pierwsze tego typu urządzenia dostępne wtedy w Polsce: ciężkie głośne i powolne. Gumowe gąsienice są wysłużone i istnieje realna obawa, że w czasie jazdy pękną. Zresztą maszyna nie pokonuje tych 80 schodów w całości. Zatrzymuje się gdzie popadnie, co trochę z humorem, nazywam przerwą techniczną. Mąż bardzo się boi wtedy, gdyż jest na wózku zawieszony nad schodami. Czeka aż urządzenie ruszy ponownie. Całkowita waga schodołazu razem z mężem na wózku to około 150 kg. Jest to obciążenie które rękami „obsługuję” od 12 lat. Muszę zadbać o ładowanie akumulatorów i co jakiś czas ich wymianę. Ostatnio kupiłam nowy prostownik, bo stary się zużył. Za namową przyjaciół i ludzi, którzy chcą nam pomóc, założyłam zbiórkę publiczną na pomagam.pl/sebastianwielocha.
Nowy schodołaz kosztuje między 15 a 17 tysięcy. Waży tylko 39 kg i jest szybszy mniejszy i cichszy. Będzie go można zabrać także ze sobą aby wjechać np.u kogoś w domu po schodach na piętro. Niestety, Instytucja pomagająca w tym mieście niepełnosprawnym odmówiła takiej pomocy ze względu na brak środków.
Ktoś zapyta: jak często korzystacie ze schodołazu? Ze względu na jego zużycie i ciężar rzadko (2,3 razy w miesiącu). Od dłuższego już czasu każdemu wyjazdowi z mieszkania towarzyszy obawa czy zjedziemy i wjedziemy... czy się nie zepsuje? Bywały już awarie, podczas których trzeba było prosić przynajmniej trzy osoby o pomoc. Zdarzyło się też tak rok temu kiedy rano wyjeżdżaliśmy na turnus rehabilitacyjny, że schodołaz nie ruszył i sama zwiozłam męża ze schodów na wózku. Dzień później nie mogłam się ruszać z powodu bólu.
Oprócz schodołazu oczywiście są inne potrzeby jak wózek inwalidzki który z NFZ przysługuje co 5 lat. Ale kiedy wózek jest fotelem i pojazdem użytkowanym przynajmniej 14 godzin na dobę to proszę pomyśleć o stopniu jego zużycia! Teraz jest tak, że w mieszkaniu Sebastian użytkuje stary wózek: cięższy i wygodniejszy. A na wyjazdy ma wózek ultralekki, który łatwiej spakować do samochodu i ogólnie lżej go pchać.
Sytuacja zdrowotna męża jest bardzo poważna (ciężka niewydolność nerek), aktualnie cewnikowany. Wizja dializ otrzewnowych w domu jest bardzo bliska. Cały ciężar opieki nad mężem niezdolnym do samodzielnej egzystencji spoczywa na mnie. Jestem osobą pracującą i wychowującą 10-letniego syna.
Bardzo dziękuję za wsparcie, zrozumienie i przyjmę każdą pomoc.
Aleksandra, żona Sebastiana
Pisał o sporcie
Sebastian Wielocha był przez wiele lat dziennikarzem „Nowin Raciborskich”, specjalizującym się w tematyce sportowej. Opisywał rozgrywki piłkarskie Podokręgu Racibórz i tutejszych okręgówek, przybliżając, w czasach gdy internet mieli nieliczni, emocjonującą rywalizację na lokalnych boiskach. To dzięki niemu na łamach tygodnika zagościły „tabelki” najniższych klas rozgrywkowych, które sam prowadził i aktualizował, co było wówczas nie lada sztuką, bo rozmowy telefoniczne do tanich nie należały, nie każdego było stać na komórkę, a wyniki trzeba było jakoś zebrać. W czasach pracy w Nowinach S. Wielocha był także piłkarzem LKS Cyprzanów i działaczem piłkarskiego Podokręgu Racibórz. Swoją żonę - Aleksandrę - poznał w redakcji. Pisała w „Nowinach Raciborskich” teksty m.in. o tematyce religijnej.