Piórem naczelnego: SOR-y czy chory?
Mariusz Weidner, Redaktor naczelny Nowin Raciborskich
Przez ostatnie lata dużo się mówi i pisze o potrzebie raciborskiego szpitala, by ten miał SOR – taką izbę przyjęć turbo, gdzie można pomóc większej liczbie pacjentów i teoretycznie robić to sprawniej, lepiej. Inwestycja kosztuje prawie 10 mln zł, czekamy w Raciborzu na te pieniądze, sprawa nabrała barw politycznych i była przedmiotem dyskusji w ostatniej kampanii wyborczej. Przez ostatnie lata niewiele mniej mówi się i pisze o problemie z brakiem chirurgii dziecięcej na Gamowskiej, wskutek czego wielu rodziców z chorymi dziećmi odsyłanych jest do Rybnika, gdzie szpital ma taki specjalistyczny oddział. Ostatnio miałem „przyjemność” doświadczyć takiej sytuacji na własnej skórze i zauważyłem u raciborskich lekarzy swoistą bezradność wobec małego pacjenta, któremu muszą odmówić pomocy. Woleliby odesłać go na piętro swojej lecznicy, zamiast skazywać na nocną tułaczkę do innego miasta. W każdym z przypadków odesłań, które opisywałem, od dyrektora szpitala słyszałem, że chirurgia dziecięca kosztuje, więc nie powstanie. To jak to jest: marzy nam się wypasiony SOR za grube miliony, a pacjentów z problemem, który trwa od lat odsyłamy z kwitkiem? Żeby nie skończyło się jak z nadodrzańską przystanią, o której do dziś ponuro się żartuje, że najlepiej to wyszedł na niej sprzedawca betonu.