Wyszli na chwilę z mieszkania, wrócili do zgliszcz. Pogorzelcy z Solnej
Sobotni poranek dla narzeczeństwa Eweliny Sławińskiej–Łyczko oraz Grzegorza Markowicza nie różnił się niczym od wszystkich innych. Nic nie zapowiadało nieszczęścia. Jednak w mgnieniu oka stracili swój dorobek życia, po tym, jak doszło do pożaru ich mieszkania. Chodzi o zdarzenie z 23 lutego w kamienicy przy ulicy Solnej w Raciborzu.
Nagła zmiana
To miał być spokojny dzień. Pan Grzegorz lubi jeździć na desce snowboardowej, postanowił, że wybierze się na stok do Czech. To jego sposób na dobry odpoczynek po tygodniu pracy. Wyjechał z rana. Pani Ewelina stwierdziła, że pójdzie na zakupy, chciała ugotować obiad. Opuściła mieszkanie. Nie było jej około półtorej godziny. Kiedy wracała, widziała, że coś dzieje się przed kamienicą, w której mieszka. – Serce podeszło mi do gardła, kiedy zobaczyłam, że pożar jest w naszym mieszkaniu – wspomina. Szybko wbiegła do kamienicy, chciała wejść do lokalu, bo wiedziała, że tam pozostał pies – suczka Maja. – Chciałam ją wyciągnąć, słyszałam jak drapie pazurkami po drzwiach. Jednak nie mogłam już wejść, próbowałam, ale dym buchnął mi prosto w oczy – mówi. Zwróciła się o pomoc do sąsiadki, bo nie była pewna czy ktoś wezwał służby. Pomoc była szybko. Do akcji zadysponowano cztery zastępy straży pożarnej w tym autodrabinę. Poszkodowana od razu prosiła o wyciągnięcie zwierzęcia. Udało się. Wtedy nic innego się nie liczyło, pani Ewelina szybko pojechała do przychodni weterynaryjnej „Dr Ola” na ulicę Słowackiego. Zawieźli ją tam wówczas nieznani jej ludzie. Pupila na szczęście udało się uratować.
Kobieta w międzyczasie próbowała nawiązać kontakt z narzeczonym, to jednak się nie udawało. Pan Grzegorz zostawił telefon w samochodzie i poszedł jeździć na desce. Kiedy wrócił do samochodu, jego komórka rozgrzana była do czerwoności. Już wiedział, że wydarzyło się coś złego. – Kiedy się dowiedziałem, co się stało, klucze do samochodu wypadły mi z ręki – mówi.
Kurtka i kilka par butów
Pożar wybuchł w sypialni. Spaleniu natomiast uległy dwa pokoje o łącznej powierzchni około 50 m kw. Uratowano trzy pomieszczenia: kuchnię, przedpokój i łazienkę. Straty określono na 50 tysięcy złotych, natomiast uratowane mienie oszacowano na 3 mln złotych. Poszkodowani mówią, że prawdopodobną przyczyną zdarzenia było zwarcie instalacji elektrycznej (policja nie potwierdza jednak tej tezy. Rzecznik prasowy Mirosław Szymański powiedział nam, że sprawa będzie kierowana do biegłego, który stwierdzi przyczynę zdarzenia). W pomieszczeniu, w którym doszło do pożaru, znajdowały się: komoda, szafa, łóżko, dwa gniazdka elektryczne oraz włącznik do światła. Wewnątrz szafy były wszystkie ubrania poszkodowanych. W kilka sekund stracili więc również całą swoją odzież, pozostali tylko z tym, co mieli na sobie. – Uratowaliśmy jedną kurtkę i kilka par butów – komentuje pan Grzegorz.
Narzeczeństwo znalazło tymczasowe schronienie u mamy pana Grzegorza. Chcą jednak jak najszybciej powrócić do swojego mieszkania. Nie mogli jednak od razu przystąpić do konkretnych prac porządkowych, usunęli tylko gruz. Powód? Zakaz policji. Mundurowi prowadzili tam działania wyjaśniające. Do remontu przystąpili w czwartek.
Tylko ten jedyny raz
W rozmowie z Nowinami przyznają, że mieszkanie zawsze ubezpieczali, jeden, jedyny raz zapomnieli. Pismo, które otrzymali od ubezpieczyciela, wrzucili do półki i tak już tam zostało. Odszkodowania więc nie otrzymają. – Dobrze, że wydarzyło się to za dnia, gdyby doszło do tego w nocy, to najprawdopodobniej spłonęlibyśmy – zauważają drżącym głosem.
Ogromna pomoc
Pani Ewelina pracuje w Eko–Oknach, pan Grzegorz w Henklu. Oba zakłady od razu zaoferowały pomoc. I tak ten pierwszy ufunduje wymianę okien, drugi dopytuje o to, jak może pomóc. Już dostarczył ogromny kontener na śmieci, ma też przekazać materiały budowlane. Bardzo dużo osób odezwało się do nich również w momencie, kiedy na Facebooku opublikowali informację o tym, jaka spotkała ich krzywda. I tak otrzymali już m.in. meble. Wiadomości jest tak dużo, że nie nadążają odpowiadać. – Niestety, nie wszyscy są jednak tak życzliwi, padły zarzuty, że specjalnie podpaliliśmy to mieszkanie, aby otrzymać odszkodowanie – mówią z przykrością.
Pytani o to, czego obecnie potrzebują, odpowiadają, że poszukują chętnych ludzi do pomocy przy remoncie. Osoby, które chciałyby w taki sposób dołożyć swoją cegiełkę, mogą kontaktować się z Grzegorzem Markowiczem poprzez Facebook. Pogorzelców można wspierać również za pośrednictwem zbiórki online, znajduje się na stronie www.zrzutka.pl/6j6kh9.
***
Narzeczeństwo dziękuje osobom, które już im pomogły. Szczególne słowa uznania kierują w stronę pani weterynarz, która uratowała ich psa oraz zakładów pracy. Pan Grzegorz dziękuje również swoim kolegom, którzy od razu zaoferowali swoją pomoc: Sebastianowi Leszczyńskiemu, Tomaszowi Cybulskiemu, Markowi Pawełkiewiczowi oraz Konradowi Jureczce, a także kierownikowi proszkowni w Henkelu Jarkowi Ruskowi. – Ja z mojej pracy dziękuje wszystkim zwykłym, niezwykłym ludziom o bardzo dużym sercu. Szczególnie panom Pawłowi Teodorowiczowi oraz Sylwestrowi Kalembie – dodaje pani Ewelina.
Dawid Machecki