Maciej Nowak – raciborzanin w kultowym teleturnieju
Kilka sekund na odpowiedź. Twarz prowadzącego jest niewzruszona, co może tylko potęgować stres. Pada pierwsze pytanie: Jak potocznie, choć żartobliwie, nazywany jest mąż, którego żona jest chwilowo nieobecna? Rogacz. Ile sekund ma godzina? 360. Jakie drzewo opisuje korzenie rodzinne człowieka? Dąb. Przedstawicielem, której rodziny ssaków jest lama? Ssaków. – To tylko niektóre z zabawnych odpowiedzi, które można usłyszeć w znanym teleturnieju. Wzmianki o Macieju Nowaku nie znajdziemy w Internecie pod hasłem: najgłupsze odpowiedzi: „1 z 10”. Chyba, że dwa pierwsze słowa zastąpimy jednym: zwycięzcy.
– Kto namówił Cię do wzięcia udziału w teleturnieju?
– Nikt nie musiał mnie namawiać. Zawsze lubiłem wszelkiego rodzaju teleturnieje, a zwłaszcza te, w których wiedza jest najistotniejsza. Do tej pory „zasiadałem w drugim rzędzie”, i z tego miejsca jako widz mogłem w nich uczestniczyć. To mi jednak nie wystarczało. Postanowiłem, że spróbuję swych sił jako uczestnik. Zdecydowałem się na Jednego z dziesięciu i muszę przyznać, że ani przez chwilę nie miałem wątpliwości, co do wyboru.
– Co trzeba zrobić, aby wziąć udział w programie?
– Należy wejść na stronę internetową, na której trzeba wypełnić i wysłać ankietę wraz z aktualnym zdjęciem. Później przychodzi wiadomość zwrotna o zakwalifikowaniu się do eliminacji, które odbywają się w kilku miastach w Polsce. W zeszłym roku takie eliminacje miały miejsce w Krakowie, Poznaniu, Gdańsku i Warszawie. Ja otrzymałem zaproszenie do Krakowa. Same eliminacje to odpowiedź na 20 pytań z różnych dziedzin. Ich formuła jest podobna do samego teleturnieju. Warunkiem uczestnictwa w nagraniu do programu jest poprawna odpowiedź, o ile dobrze pamiętam, na co najmniej 16 pytań. Spełniłem ten warunek i pozostało mi tylko czekać na informację o dacie mojego uczestnictwa w teleturnieju, który nagrywany był w Lublinie, w tamtejszym oddziale TVP.
– Jak przygotowywałeś się do teleturnieju?
– W moim przypadku nie było czegoś takiego. Wychodzę z założenia, że jeśli człowiek jest ciekawy świata i poszukuje odpowiedzi na wiecznie nurtujące go pytania, to nie musi się szczególnie przygotowywać na egzamin z wiedzy, bo przygotowuje się do niego niemal codziennie. Taka postawa jest kluczem do sukcesu. Trudno też mi komuś doradzić, jak miałby przygotować się do tego programu, zważywszy na szeroki wachlarz dziedzin, z których słynie.
– Z wykształcenia jesteś polonistą. Czy wiedza, którą udało Ci się zdobyć na studiach, zaowocowała?
– Tak, myślę, że wiedza i wrażliwość na otaczającą mnie rzeczywistość, którą wyniosłem ze studiów, mogła mieć wpływ na końcowy sukces w programie.
– Które z pytań było najtrudniejsze?
– Chyba nie mogę udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Dzielę pytania na dwie kategorie: te, na które znam odpowiedź i te, na które nie znam odpowiedzi. Czy pytanie jest trudne czy nie – to bardzo subiektywne odczucie.
– Jak oceniasz swoją konkurencję?
– Chyba nie mnie ją oceniać, a widzom teleturnieju, choć mogę zdradzić, że w trakcie rozmów kuluarowych, co niektórzy zaimponowali mi swą wiedzą z kilku dziedzin.
– Która z odpowiedzi uczestników była według Ciebie najzabawniejsza?
– Gdy po raz pierwszy startowałem w teleturnieju Jeden z dziesięciu jeden z uczestników na pytanie o sweter z wysokim kołnierzem, zamiast udzielić odpowiedzi golf, nazwał tę część garderoby żupanem.
– Jakie wrażenie zrobiła na Tobie osoba Tadeusza Sznuka?
– W teleturnieju startowałem już po raz trzeci, więc miałem już kilkukrotnie przyjemność spotkania prowadzącego. Muszę przyznać, że na przestrzeni 18 lat (pierwszy raz startowałem w 2000 roku) nic się nie zmienił. Cały czas to ten sam miły, ciepły człowiek, który potrafi znaleźć czas na rozmowę z każdym uczestnikiem. Chętnie udziela rad i wskazówek jak grać, by wygrać, co potrafi realnie zaprocentować.
– Jakie rozbieżności udało Ci się zauważyć pomiędzy kręconym odcinkiem, a jego wersją finalną?
– Jeśli były różnice, to raczej drobne i dotyczyły przede wszystkim skracania pewnych wypowiedzi prowadzącego, bądź jego komentarzy, które nie miały istotnego wpływu na przebieg programu. Najprawdopodobniej podyktowane to było czasem antenowym, który w telewizji jest nieubłagany.
– Jako zwycięzca odcinka być może będziesz mógł wziąć udział w Wielkim Finale. Jak oceniasz swoje szanse?
– Wygrywając odcinek, miałem nadzieję, że uda mi się zagrać w Wielkim Finale. Niestety zabrakło mi kilku punktów, by trafić do Wielkiej Dziesiątki. Jednak to nie jest moje ostatnie słowo. Planuję jeszcze przetestować swą wiedzę w innych teleturniejach. Być może będą to Milionerzy i Koło Fortuny z sentymentu do Magdy, której „kazano pocałować pana”.
Rozmawiała Aleksandra Piwowarczyk