Sprzedaliśmy wszystkie pompy
Za Ulgą wszystkie duże sklepy patrzyły z niepokojem na rozwój wydarzeń. Pracownicy Castoramy w trakcie akcji ewakuacyjnej nie zapomnieli o klientach.
Z poniedziałku na wtorek trwała akcja wywożenia i zabezpieczania towaru ze sklepu. Pomimo presji czasu, dyrekcja zdecydowała o otwarciu marketu. Główny powód to to, że nigdzie indziej w okolicy nie było tyle potrzebnego sprzętu.
W Castoramie dowiedzieli się o zagrożeniu od prezydenta Mirosława Lenka. W niedzielę, dzień przed nadejściem pierwszej dużej fali wody, zaaranżował spotkanie z przedsiębiorcami z najbardziej zagrożonych terenów. – Na spotkaniu zostaliśmy poinformowani o nadchodzącej sytuacji. Wały po stronie Brzezia są niższe, dlatego prezydent zaproponował abyśmy się na wszelki wypadek przygotowali. Powódź nie była przesądzona, ale już w poniedziałek zaczęliśmy przeprowadzkę – mówi Arkadiusz Kudaj, dyrektor Castoramy w Raciborzu. Zaczęli od przenoszenia lżejszych rzeczy na wyższe regały. Cięższe gabaryty układali na kilku paletach. Sprzęt informatyczny wynieśli na piętro. – Wynajęliśmy plac w Markowicach gdzie dwoma TIR-ami dowoziliśmy nasz towar. Na lawecie pojechały tam również wózki widłowe. Na samym końcu obłożyliśmy sklep folią, płytami i workami z piaskiem – wspomina dyrektor. Sztab kryzysowy z miasta poprosił sklep o wydawanie grubej folii dla wszystkich potrzebujących. Obiecano, że gdy sytuacja się uspokoi, miasto się z tego rozliczy.
Tak samo jak pracownicy, tak i przełożeni dyrektora rozumieli powagę sytuacji. Nikt nie stwarzał przeszkód w działaniu. – Spałem z kadrą zarządzającą sklepu w pobliskim hotelu, aby w razie potrzeby szybko dojechać i być na miejscu – wyjaśnia Kudaj. Dyrektor wyznaczył jedną osobę ds bezpieczeństwa, która miała śledzić na bieżąco przebieg sytuacji. Wiadomości o stanie wody dostawali od sztabu antykryzysowego. Mijały godziny. – Jeśli chodzi o zaangażowanie załogi, przyznaję, że wykonali kawał ciężkiej roboty. Pełne uznanie – mówi dyrektor.
Z poniedziałku na wtorek, gdy drzwi sklepu powinny być zamknięte, na parking ciągle podjeżdżały samochody. Zdecydowano na chwilowe otwarcie kas. – Klienci przyjeżdżali głównie po pompy. W krótkim czasie ich wybór malał, a ludzie przestali patrzyć na cenę. Wysprzedaliśmy około 350 pomp, to wszystko co mieliśmy. Od razu zamówiliśmy nową dostawę – relacjonuje.
Akcja przekładania towarów trwała w poniedziałek do godz 23.00, TIR-y kursowały do 01.00 wtorkowej nocy.
W środę, gdy poziom rzeki zaczął się stabilizować pracownicy zaczęli znosić drobniejsze artykuły na półki. Wszyscy ul. Rybnickiej mają nadzieję, że najgorsze już za nimi.
(woj)