Dbajmy o swoje
Każdy z nas może więc dać popis swojej dobroduszności i to niewielkim kosztem. Wystarczy wpłacić pieniądze, zachować dowód przelewu, a potem pomniejszyć swój podatek. Ot, cała robota. Aż trudno uwierzyć, ale powiat raciborski należy do jednych z najbogatszych w kraju. Gdyby wszyscy z blisko 58 tys. mieszkających tu podatników, którzy rocznie zarabiają łącznie ponad miliard złotych, zechcieli odstąpić 1 proc. swojego podatku naszym lokalnym organizacjom (mamy ich w powiecie aż 12), wówczas te dostałyby – bagatela – około 700 tys. zł (szacunkowy podatek należny bez podatników podatku liniowego).
Gdyby – strzelam – pieniądze te dostałaby fundacja na rzecz naszego szpitala, wówczas mielibyśmy sprzęt medyczny jak marzenie. Niestety, to tylko marzenie ściętej głowy. W tym roku lecznicę wsparło swoim podatkiem raptem 911 osób. Dały 53 tys. zł. To naprawdę godny pochwały wyczyn garstki prawdziwych obywateli.
Gros podatników sprawę odliczenia – mówiąc brzydko – olała i pieniądze powędrowały do Warszawy. Teraz władze powiatu muszą się prosić, by władze centralne dały łaskawie na dokończenie budowy szpitala i jego doposażenie. Nic to, że z naszej winy pieniądze odfrunęły. Nic to, że łatwo wpadamy w ton protekcjonalnego „smędzenia”, że przydałaby się w Raciborzu specjalistyczna aparatura, nowe wyposażenie czy darmowe badania profilaktyczne, np. ciężarnych kobiet na obecność toksoplazmozy. Nic to, że winą za niedostatki obarczamy innych, głównie władze samorządowe, ględząc przy każdej okazji, iż zupa w szpitalu była za zimna. Ważne, że sobie nie mamy nic do zarzucenia, bo nam się należy. Przecież płacimy podatki. Nic to, że przy okazji – mówiąc wprost – sami się okradamy.
Miejmy nadzieję, że w tym roku będzie inaczej. Że nie oddamy lekką ręką ciężko zarobionych pieniędzy do Warszawy. Że damy je naszemu szpitalowi, naszym społecznikom. Bo warto! Przytoczone na początku angielskie przysłowie niesie w sobie ogromną mądrość. Na Zachodzie, w który jesteśmy przecież tak wpatrzeni, wolontariat i dobroczynność są obywatelskim obowiązkiem, niemalże miarą przystosowania do życia w demokratycznym, solidarnym społeczeństwie. Obyśmy nie byli, jak mawiają Anglicy, niczym te puste beczki, które wydają najgłośniejsze dźwięki.
Grzegorz Wawoczny