Uczmy się demokracji
W Szwajcarii zwykło się mówić, że demokracja ma sens jeśli o władzy jest cicho, a wszystko działa jak w markowym zegarku. W Raciborzu (zresztą i w całej Polsce), jak na przekór, o władzy jest głośno, a efekty marne.
Tymczasem władza samorządowa to już nie miejsce dla obywatelskich zrywów z lat 90. - to kombinat, gdzie trzeba mieć sporo oleju w głowie i merytoryczne zaplecze, by skutecznie rządzić, bez splendorów, ale z efektami. Z tego powodu ciekawiło mnie, co mają do powiedzenia kandydaci na prezydenta Raciborza. Trzy godziny przesiedziałem na debacie w „Strzesze”. Liczyłem, że w końcu poznam jakąś wizję, całkiem inną od tej sprzed czterech lat, kiedy Jan Osuchowski „znieczulił” raciborzan swoim hasłem: „Obudźcie się, bo okradną was ze złudzeń”. Nie mam bowiem złudzeń, że trzeba tęgiego umysłu, by dokończyć spapraną przez odchodzącego prezydenta budowę sieci wodociągowo-kanalizacyjnej za 150 mln zł, wykreować nowe projekty do funduszy UE (do nowego rozdania w latach 2007-2013 Racibórz nie zgłosił żadnego!), czy wpuścić więcej młodej krwi do kluczowych wydziałów Urzędu Miasta. Owszem, prawdą jest - jak mówili kandydaci - że trzeba postawić na strefy gospodarcze, budownictwo mieszkaniowe, turystykę, rozwój przedsiębiorczości, szkołę wyższą. Ale panowie, nie powiedzieliście jak to zrobić - nie padły przy otwartej kurtynie nazwiska zastępców, cicho sza było o kwalifikacjach waszego zaplecza, kto z wami chce zakasać rękawy, jak dotrzeć do decydentów w Katowicach czy Warszawie, by skubnąć kasę. Przecież sami nie dacie rady ożywić Raciborza, bo jesteście tylko politykami. Mówiliście o tym, co macie w ulotkach, ale nie o samorządowej kuchni. Siedzieliście jak skazani na to kandydowanie, bez porywającej wizji, bezbarwni.
Znany amerykański aktor Groucho Marx powiedział kiedyś: - Gdyby wszyscy politycy mówili jedynie o sprawach, na których się znają, byłoby o wiele ciszej na świecie. Ta cisza była nieznośna podczas tej debaty. Mimo to pójdźmy do urn, choćby po to, by śmiałek, który zasiądzie na fotelu prezydenta czuł na swych barkach bagaż odpowiedzialności i zaufania, jakim obdarzyli go wyborcy.
Grzegorz Wawoczny