Chcemy do domu
Koszmar mieszkańców płonącego budynku nie skończył się wraz z ugaszeniem ognia. Jeden z lokatorów nie wytrzymał związanego z tym stresu i zmarł w hotelu. Gabriela Niewrzoł z 3-letnim synkiem Piotrusiem (na zdj.) są już bezpieczni, ale boją się o warunki, w jakich przyjdzie im mieszkać.
Problemy mieszkańców z kamienicy przy ul. Mysłowickiej trwają nadal. Najpierw w ich budynku wybuchł pożar. Teraz czują się krzywdzeni przez urzędników, którym trudno zrozumieć, że przeżyli tragedię. „Przecież nie prosiliśmy się o to!” - wołają zgodnie.
W piątek wieczorem, 20 października, mieszkańcy z płonącego budynku zostali przewiezieni do hotelu „Ragos”. Do reklamówek wrzucili jedynie najpotrzebniejsze rzeczy, które udało im się w ostatniej chwili zabrać. Głównie dokumenty.
Ucieczka
Oglądałam telewizję. Popsuł się obraz. Myślałam, że to antena się przestawiła. Wyszłam na korytarz i zobaczyłam dym. Zamknęłam mieszkanie i uciekłam na dół. Myślałam, że strażacy tego nie ugaszą, bo jak zagasili z jednej strony, to ogień buchał z drugiej. Jakby tak się stało w nocy, to pozostałaby po nas tylko kupka prochu – wspomina Łucja Kaletka, starsza kobieta. Złapałam tylko syna na ręce i uciekaliśmy z mieszkania – mówi Zofia Zaczek. Jej 6-letni synek Kacper przez kilka kolejnych dni nie potrafił otrząsnąć się z szoku. Nie mógł jeść, spać, cały czas był roztrzęsiony. Do tego jest chory na astmę. Jeden z lokatorów, starszy człowiek, zmarł w hotelu. Już wcześniej źle się czuł. Ale też strach z powodu pożaru do tego na pewno się przyczynił – mówi Henryk Olszak, współlokator mężczyzny.
Co ze sobą zabrać?
Sprzęty w bardziej zalanych mieszkaniach są zniszczone. Nie ma prądu, więc nie wiadomo, czy działają. Ubrania i meble przesiąknięte są wodą i spalenizną. Nie wiadomo, jakie ostatecznie ponieśli straty. Jedna rodzina właśnie kupiła na raty nową pralkę, inna – skończyła spłacać kredyt. Wielu z nich od nowa będzie musiało urządzać się w mieszkaniach zastępczych. Pracownik socjalny jest cały czas z nimi w kontakcie. Pomagamy także tym rodzinom, które nie wymagały tego przed pożarem. Co komu potrzebne, będzie wiadomo dopiero wtedy, gdy wprowadzą się do lokali zastępczych, bo oni sami jeszcze nie są zorientowani, co nadaje się do zebrania z ich mieszkań – mówi Janina Szalc, kierownik działu pomocy środowiskowej Ośrodka Pomocy Społecznej w Raciborzu. Zorganizowana została też pomoc psychologiczna. Nikt z niej nie skorzystał. Pogorzelcy zapewniają, że pracownicy OPS-u dbają o nich.
Chcemy wrócić do domu!
Choć spłonął tylko dach i strych, na czas remontu budynku wszyscy lokatorzy zostali wysiedleni do hotelu, gdzie będą czekać na lokale zastępcze. Większość z nich chce wrócić do swoich mieszkań, gdzie pozostawili dobytek swego życia. Obawiają się jednak, że Miejski Zarząd Budynków, który jest administratorem ich kamienicy, nie dotrzyma danych im pierwszego dnia obietnic. Twierdzą, że już się z nich zaczyna wycofywać. Najpierw powiedzieli nam, że przez pierwsze dwa tygodnie zostaniemy w hotelu na koszt miasta, zanim przydzielą nam lokale zastępcze. Cztery dni później zapowiedzieli, że do najbliższego piątku, czyli tydzień po pożarze mamy się z hotelu wyprowadzić. Jeżeli nie weźmiemy mieszkań, które nam proponują, to za pobyt będziemy sobie sami płacić. We wtorek przestali nam finansować śniadania i kolacje. Dają nam tylko obiad. A przecież nie mamy gdzie zrobić sobie nawet herbaty! - denerwuje się Stefan Niewrzoł, który wraz z żoną wychowuje piątkę dzieci. Najmłodsze ma 3 latka. Inni lokatorzy potwierdzają jego słowa. MZB zaproponował im mieszkania, których nie chcą. Z dwójką chorych na astmę dzieci miałam się wprowadzić do małej kawalerki bez prądu, kuchni, łazienki, pieca. Przecież idzie zima. Jak my w takich warunkach mielibyśmy mieszkać? A jak się okaże, że remont potrwa dłużej, albo nie będziemy już mogli wrócić do naszego domu? – oburza się pani Zofia, która chce jak najszybciej wrócić do swojego mieszkania. Jutro mam się wprowadzić do mieszkania, gdzie dopiero trwa remont! – pan Stefan bezradnie rozkłada ręce. Taką informację usłyszał chwilę wcześniej od Mariusza Mroza, dyrektora MZB, który spotkał się z pogorzelcami. Dzień później jeszcze przebywał w hotelu. OPS zapewnił, że może pozostać tu tak długo, aż remont zostanie skończony. Mieszkańcy denerwują się na widok źle zabezpieczonego dachu, który folią został zakryty dopiero po opadach deszczu. A i tak nawet z podwórka widać dziury w pokryciu. Obawiają się, że przez to budynek ucierpi jeszcze bardziej, szczególnie, jak przyjdą mrozy. Wtedy stwierdzą, że nie opłaca im się remontować, więc wszystko zburzą a my pozostaniemy w jakichś norach! – mówi mężczyzna.
#nowastrona#
Nadzwyczajna sytuacja
#nowastrona#
Nadzwyczajna sytuacja
Kierownik OGM nr II MZB, Urszula Romanowska-Stanek przyznaje, że z sytuacją, kiedy trzeba wyprowadzić z budynku wszystkich lokatorów, ma do czynienia po raz pierwszy. Nikt nie był przygotowany na takie zdarzenie. Kilka rodzin już otrzymało świeżo wyremontowane lokale. Aktualnie kończymy remont mieszkań dla dwóch kolejnych rodzin. Część lokatorów zadeklarowała pozostanie w nowo otrzymanych mieszkaniach. Nikt nie będzie obciążony za zakwaterowanie w hotelu, chyba że nie przyjmie żadnego z proponowanych mieszkań – mówi Urszula Romanowska-Stanek. Zapewnia, że oferowane są lokale o wyższym standardzie, niż użytkowane przez nich do tej pory, czyli z toaletą, a często i łazienką w mieszkaniu, których w budynku przy Mysłowickiej nie było.
Prawdopodobną przyczyną pożaru było zwarcie instalacji elektrycznej na strychu. Kierowniczka zapewnia, że nie z winy zaniedbań MZB. Istnieją bowiem protokoły przeglądu instalacji i kominów, sprawdzanych 4 razy w roku. Kominiarza nikt tu od lat nie widział! – zgodnie natomiast twierdzą mieszkańcy.
Rozgoryczeni nie głosują
Pogorzelcy mają do kierowniczki ogromny żal. Czują się upokorzeni jej zachowaniem wobec nich. Od samego początku traktuje nas z góry, jakbyśmy byli nikim. Jest wobec nas złośliwa i bezczelna. Rozmawia z nami rozkazującym tonem, krzyczy po nas. Przecież trzeba mieć trochę zrozumienia, wobec nas i tego, że przeżyliśmy nieszczęście i musimy się dopiero pozbierać – mówi roztrzęsionym głosem Małgorzata Kominek, emerytowana nauczycielka. Żeby urządzić sobie mieszkanie przy ul. Mysłowickiej, odmawiała sobie wszystkiego. Przez kolejne 3 lata będzie spłacać raty za wymianę okien i nową pralkę. Także inni lokatorzy bardzo krytycznie wypowiadają się o kierowniczce. Nie chcą jednak podać swoich nazwisk do prasy. Przestali nam płacić za śniadania i kolację, bo nie mają pieniędzy. A na kampanię to mają! Jesteśmy krótko przed wyborami. Nasz los zależy od ludzi, którzy starają się o jakieś stanowiska. I tak nas traktują? Pani Romanowska powiedziała nam, że startuje w wyborach z drugiego okręgu i ma nadzieję, że na nią zagłosujemy – mówi pan Stefan. Po raz kolejny jego słowom przytakują inni lokatorzy.
Aleksandra Dik