W innym świecie
Mistrz Świata mówi, że nie lubi gdy, wiatr wieje mu w plecy.
NR: Widząc Twoją minę, gdy podjechaliście pod dom po powrocie z Chin, nasuwało się jedno. Takiego przyjęcia się nie spodziewałeś?
A.N.: To rzeczywiście był dla mnie nie mniejszy szok, jak ten w Pekinie. Myślałem o spokojnym powrocie do domu i ciszy, której mi ostatnio brakuje. Ale to co się stało jest tak niewiarygodne, że wydaje się, że nieprawdziwe. Ale dla takich chwil, zwycięstw i wspaniałych powrotów pragnie się trenować i dążyć do mistrzostwa. Dziękuję wszystkim, którzy mnie witali. Fajnie, ze wśród nich była moja koleżanka z klubu i szkoły Kasia Dulian.
NR: Powróćmy jednak do Twoich startów w Pekinie. Miałeś trzy biegi i każdy lepszy!
A.N.: W biegu eliminacyjnym, chciałem poznać rywali i po prostu wywalczyć dalszy awans. To mi się udało. Ale już w półfinale poszedłem na całość. Ustanowiłem rekord Polski i najlepszy czas półfinałów. A jak wylosowałem przed finałem szósty tor, na którym lubię biegać, pomyślałem, że może być dobrze. Martwił mnie tylko wiatr, który wiał w plecy, a ja tego nie lubię. Zmienia to rytm biegu, nie mieszczę się wtedy na płotkach. W eliminacjach i w półfinale wiatr wiał w twarz i to mi akurat odpowiadało. Ale nie było „wielkiej zawieruchy”, myśl tylko o biegu, uzyskaniu jak najlepszego wyniku i wygraniu... z moim kolegą z reprezentacji Wojciechem Jurkowskim.
NR: Miałeś, pomimo swej postury (red. 195 cm wzrostu) najlepszy czas reakcji na starcie, pomimo wcześniejszego falstartu i groźby, że przy drugim będzie dla któregoś zawodnika dyskwalifikacja.
A.N.: Nie ukrywam, że myślałem o tym fakcie, że któryś z rywali nie wytrzyma. Wszystko jednak odbyło się prawidłowo. Byłem wewnętrznie zmotywowany, dobrze mi się biegało, miałem życiową formę, więc nie bałem się startu i rozpocząłem najszybciej.
NR: Kiedy dotarło do Ciebie, że jesteś już mistrzem i uzyskałeś najlepszy wynik w historii świata?
A.N.: Podczas biegu i finiszu czułem, że jestem pierwszy. Potem skryłem z radości twarz w ręce. Dopiero jak podbiegł do mnie Wojtek Jurkowski i uściskaliśmy się zobaczyłem wynik. Nie wierzyłem własnym oczom. Podbiegłem do tablicy wyników, by to zobaczyć z bliska. Po prostu, dla mnie był to prawdziwy szok.
NR: Co czułeś będąc na podium z nieco za małą biało-czerwono flagą na Twoich szerokich, męskich plecach?
A.N.: Proszę mi wierzyć, po prostu nic. Ja byłem chyba w innym świecie. Do tej pory niewiele sobie mogę skojarzyć. Ale pewnie wiele bym dał z siebie, żeby kiedyś znowu być pierwszym na podobnej imprezie. A z flagą było tak, że nikt nie myślał o zdobyciu medalu, więc nie było specjalnych przygotowań. W ostatniej chwili udało mi się zdobyć flagę, ale najważniejsze, że była.
NR: Czy był czas na zwiedzenie Pekinu?
A.N.: Tak, mieliśmy czas. Było to bardzo dobrze zorganizowane. Największe wrażenie na mnie zrobił Mur Chiński. Dla nas Europejczyków, trochę inna architektura i samo życie Chin jest niezwykle ciekawe i poznawcze. Pobyt w Pekinie pozostanie mi w pamięci do końca życia. Chciałbym tam pojechać na IO. Ale przestawienie się na „dorosłe” płotki potrwa. To jest inne bieganie.
Wdzięczny artur
Całą mozolną pracę wykonuję na co dzień z trenerem Karolem Szynolem w Szkole Mistrzostwa Sportowego, który bardzo dba o mój wszechstronny rozwój. Chciałbym także podziękować pani Joannie Hanslik z „piętnastki”. To właśnie pani trener zaszczepiła u mnie miłość do lekkoatletyki. Pochodzę ze sportowej rodziny. Tata Krystian uprawiał boks i lekkoatletykę. Z mamą Moniką czasami odbijam piłkę siatkową. Siostra Ewelina także próbowała sił w lekkiej atletyce. Ale ja chciałem, tak jak moja siostra Mirela w pływaniu zdobywać medale Mistrzostw Polski. Ona była dla mnie nieosiągalnym wtedy wzorem. Teraz wszyscy w rodzinie cieszymy się z moich sukcesów. To będzie ważny rok z uwagi na maturę. Mam nadzieję, że uda mi się pogodzić naukę ze sportem. Będą nadal trenował i przygotowywał się do egzaminu dojrzałości.
(MiR, zdj. ma.w)