Skazani na PRL
Minie jeszcze sporo lat zanim wspólnoty mieszkaniowe odłożą odpowiednie sumy potrzebne na renowację starych kamienic w śródmieściu. To przez to zabytkowe centrum Raciborza, zamiast stanowić wizytówkę miasta, jest symbolem zaniedbań doby PRL-u. Na głowy przechodniów sypie się gruz.
Przechodzenie wzdłuż kamienic wschodniej i zachodniej pierzei Rynku staje się niebezpieczne. Spadają z nich fragmenty tynku a nawet gzymsu. To efekt zaniedbań kilkudziesięciu lat. Od dawna domów przy reprezentacyjnym placu w mieście nie remontowano. Trzeba podjąć szybkie działania, by nie wkroczył inspektor nadzoru budowlanego – mówi Mariusz Mróz, dyrektor Miejskiego Zarządu Budynków.Kamienice wschodniej i zachodniej pierzei Rynku szpecą centrum Raciborza. To przez to zewsząd słychać głosy, by miasto jak najszybciej wzięło się za ich remont. Magistrat jednak, sprzedając w poprzednich latach mieszkania na rzecz najemców, stał się członkiem wspólnot mieszkaniowych i może tylko współdecydować o przystąpieniu do prac. Te zaś są niezwykle kosztowne. Prywatni właściciele mieszkań nie chcą się więc na nie godzić, bo po prostu nie stać ich na partycypowanie w kosztach. Bez ich zgody zaś, snucie wspaniałych wizji wyglądu zabudowy Rynku jest tylko pisaniem patykiem po wodzie.
Magistrat przekonał się o tym lansując projekt modernizacji wschodniej pierzei (numery 4-5 - budynki od pizzerii do garmażerii), którą zarządza MZB. Miała być dobudowa kondygnacji, likwidacja balkonów, ocieplenie ścian i nowa kolorystyka. W efekcie obskurne dziś bloki miały stanowić ozdobę Rynku. Gmina przegłosowała na zebraniu wspólnoty przystąpienie do inwestycji. Pozostali właściciele poszli do sądu. Wygrali. Sędzia uznał, że nie mogą płacić za coś, na co ich nie stać. Śmiały pomysł powędrował do kosza. Minęło siedem lat a ratusz wciąż nie może się dogadać z ludźmi, co i kiedy będzie robione. Na zebraniu zarządu z początku czerwca pojawiła się możliwość konsensusu. Właściciele byliby zainteresowani remontem w pełnym zakresie (bez nadbudowy) i zwiększeniem zaliczki na remonty. Pod koniec roku będą mieli 69 tys. zł. Co ostatecznie zostanie zrobione, okaże się wkrótce.
Potrzebę remontu widzą też właściciele mieszkań zachodniej pierzei. Budynki są tu w zarządzie prywatnych firm (miasto jest tylko członkiem wspólnot). Ich fundusz remontowy jest jednak równie ubogi. Zdecydowali o modernizacji centralnego ogrzewania. Na elewacje będą musieli znów przez kilka lat zbierać.
MZB zarządza 239 wspólnotami, 40 kolejnych, w których gmina jest członkiem, prowadzą prywatni zarządcy. Status majątkowy mieszkańców jest różny, są zamożni, ale też wiążący koniec z końcem emeryci. Chęć odnawiania kamienic owszem jest, ale najlepiej nie za swoje, a niestety, tak się dziś nie da. Miasto może sfinansować prace tylko w części odnoszącej się do swojego zasobu. Na płacenie rachunków za innych nie pozwalają przepisy. Wspólnoty potrzebują więc lat aż na koncie funduszu remontowego uzbierają się większe kwoty. Bez nich, jako wkłady własne, banki nie chcą słyszeć o udzielaniu kredytów. Mogą dać, ale z zabezpieczeniem w formie wpisu do hipoteki. Na to niechętnie godzą się mieszkańcy. Jedynie BISE akceptuje zabezpieczenie w formie pełnomocnictwa do rachunku. Tu pojawia się kolejny kłopot. Na poczet remontów większość członków wspólnot odkłada miesięcznie po złotówce od metra. To kwota raczej symboliczna – mówi dyrektor Mróz, ale przyznaje, że nawet miasta nie stać na więcej, bo najemcy mieszkań komunalnych płacą małe czynsze. Skąd więc magistrat ma wziąć na wpłatę 2-3 zł od metra swoich mieszkań, skoro dostaje mniej czynszu od lokatora? Musi też oddać wspólnotom 1,4 mln zł zaległych wpłat z lat 2000-2002 (częściowo została już uregulowana).
Z nadzieją patrzono na fundusze unijne wypłacane w ramach rewitalizacji, czyli odnawiania miast. Kiedy poznano warunki ich przyznawania, okazało się, że to gruszki na wierzbie. UE owszem daje, ale tylko na budynki wpisane do rejestru zabytków. Modernizacja musi się też przyczynić do utworzenia nowych miejsc pracy. Te warunki są na razie przez wspólnoty nie do spełnienia – przyznaje Rafał Jasiński, naczelnik Wydziału Rozwoju i Współpracy Zagranicznej Urzędu Miasta. Raciborski program rewitalizacji jest jednak tworzony, bo jak twierdzi Jasiński, UE może złagodzić swoje stanowisko i kiedy tak się stanie, gotowy dokument, będący podstawą występowania o dotacje, musi leżeć gotowy na półce.
Wygląda więc na to, że upłynie sporo wody w Odrze zanim śródmiejska zabudowa Raciborza będzie świadczyć o tym, że jesteśmy w UE.
Grzegorz Wawoczny