Odjazd w nowy sezon
Blisko 250 motocykli stanęło 24 kwietnia wokół kościoła pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. W tak licznym gronie po raz ósmy odbyła się raciborska inauguracja sezonu motocyklowego, w której udział wzięli miłośnicy stalowych rumaków z wielu różnych miast. Nie zabrakło też przedstawicieli klubu z Opawy.
Motocykle w klasztorze
Tradycyjnie w kościele odbyła się msza św. z prośbą o błogosławieństwo i bezpieczeństwo dla motocyklistów oraz w intencji zmarłych kolegów. Uczestniczyło w niej pięciu księży. Trzej z nich to motocykliści. Z roku na rok coraz mniejsze zdziwienie wśród wiernych budzi widok poukładanych obok ławek kasków oraz przechodzących wokół ołtarza osób w chustach, skórach, nierzadko z wytatuowanymi ramionami. Jednak za każdym razem ich przyjazd, szczególnie w takiej liczbie, budzi sensację. Nikt obojętnie nie przejdzie obok wspaniałych, lśniących w słońcu maszyn różnych marek i rodzajów, od skuterów, po „choppery”, „ścigacze”, czy „enduro”, od „emzetek” po harley’e.
Dwójka raciborskich motocyklistów odczytała podczas nabożeństwa lekcje. Msza zakończyła się sympatycznym akcentem. W tym samym czasie dwoje niemowląt miało otrzymać chrzest. Motocykliści wręczyli ich rodzicom miniaturowe modele motorów, jako zaproszenie, by w przyszłości, jak dorosną, dołączyły do ich grona na prawdziwych maszynach.
Tego dnia sprawili jeszcze jedną niespodziankę. Tym razem siostrze Monice z klasztoru Annuntiata, katechetce w raciborskim Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Niesłyszących i Słabosłyszących. Aby ułatwić dzieciom naukę, przekazali siostrze odtwarzacz DVD, zakupiony ze zbiórki pieniędzy „do kasku”. Jakież było zdziwienie zakonnic, gdy usłyszały na wewnętrznym dziedzińcu klasztoru huk maszyn i dźwięki klaksonów.
Piknik w gronie przyjaciół
Dalsza część imprezy odbyła się na campingu Ośrodka Sportu i Rekreacji na Oborze. Tu, przy dźwiękach rockowej muzyki, rozegrano konkursy, tradycyjnie w przeciąganiu liny czy rzucie oponą. Najmłodsi zmierzyli się w konkurencjach przygotowanych z myślą o nich. Wieczorem wszyscy zebrali się przy ognisku, wokół którego toczyły się już rozmowy do białego rana. Jest to jedna z pierwszych okazji po zimie, by się spotkać w tak licznym gronie, pochwalić nowym sprzętem i zaplanować dalsze imprezy czy wyjazdy - mówi Andrzej Złoczowski, organizator imprezy.
Z koloratką na „hadeku”
Motocykle w tym roku po raz pierwszy stanęły także na Rynku. Święcił je ks. Sławomir Nowak. Przyjechał tu na swoim harley’u aż z diecezji kaliskiej. Miłość do „hadeków” zrodziła się u niego podczas wycieczki do Włoch, gdy był już po czwartym roku seminarium duchownego. Wreszcie, po wielu latach udało mu się zrealizować marzenie i kupić wymarzoną maszynę. Ściągnąłem z Niemiec harleya. Jednak jak zostałem proboszczem, sprzedałem go, ponieważ moja parafia nie miała plebanii. Kupiłem ją za motocykl - wspomina ks. Sławomir Nowak. Najważniejsze jest dla mnie kapłaństwo. Spełniam swoje powołanie a przy okazji realizuję marzenia. Przez swoje hobby jako ksiądz chciałem dotrzeć do ludzi jeżdżących na motorach. Na początku przełożeni byli dziwnie do tego nastawieni. Ale z czasem, jak zaprosiłem biskupa do swojej parafii, zorganizowałem zlot, to przekonali się, że jest to dobre – opowiada. Jest proboszczem parafii Wielki Buczek, koło Kępna. Co roku organizuje tu zloty motocyklistów połączone z mszą, która odbywa się na miejscowym boisku. Do Raciborza trafił za pośrednictwem Andrzeja Złoczowskiego. Zobaczyłem o księdzu film z cyklu „Czas na dokument”. Wiedziałem tylko, że jest z diecezji kaliskiej. Po kilku dniach i telefonach zdobyłem jego adres i tak to się zaczęło - mówi Andrzej Złoczowski.
Kobiety i ich pasje
Wśród motocyklistów były też panie. Marta Arndt na co dzień pracuje jako nauczycielka. Jest dumną właścicielką bordowej yamahy virago. Jak pierwszy raz przyjechałam na motorze do szkoły, uczniowie od razu chcieli go czyścić - śmieje się. Własny motocykl (i prawo jazdy kat. A) to dla niej spełnienie marzeń. Daje poczucie swobody. To zew wolności. Silnik brzmi wspaniale, niczym muzyka. Już sam ten odgłos sprawia frajdę - mówi Marta. Jako dziecko była na wycieczce we Włoszech. Tam zobaczyła jeżdżące skuterami kobiety. Od tej pory ona również chciała mieć taki pojazd. Swój pierwszy skuter żartobliwie nazywa „odkurzaczem”, ze względu na niewielką pojemność silnika. Lidia Juszczyk woli motocykle sportowe. Kocham prędkość i ryzyko. To moja pasja - zapewnia. Motocyklem jeździ od roku. Obie przyznają, że mało jest kobiet-motocyklistek, dlatego też jeżdżą z grupą kolegów. Na razie nie są to dalekie trasy, choć już niedługo Lidia chciałaby pojechać do Chorwacji.
Weronika Błaszczok może pochwalić się nieco dłuższym stażem. Prawo jazdy na motor ma od trzech lat. Drobnej dziewczynie udało się okiełznać ważącą ponad tonę traję (trzykołowy motocykl), o długości 4 metrów. Prowadzi się ją bardzo łatwo i przyjemnie. Wsiadam na motor, gdy chcę się odstresować. Nie chodzi o prędkość, tylko o ten powiew wiatru - mówi Weronika. Traję zbudował tata dziewczyny. Jej dwie młodsze siostry zapowiadają, że jak tylko będzie to możliwe, także będą jeździć na motorze. Dla podtrzymania rodzinnej tradycji.
(A.Dik)