Starostwo bez pomysłu
Powiat nie ma żadnej koncepcji na zagospodarowanie zamku. Zrodził się za to pomysł, by podyskutować o tym, co na Ostrogu można zrobić. Podczas gdy w Starostwie zapowiada się gadulstwo, inni wzięli się już dawno do roboty.
Sprawę zamku podniósł na ostatniej sesji radny Oswald Krupa z SLD. Jego firma porządkowała niedawno dziedziniec, by mógł się tu odbyć festiwal „Śląsk kraina wielu kultur”. Oburzał się, że Starostwo nie dba o obiekt. Nie jest nawet w stanie wymienić rynny na budynku bramnym. Symbolem bezczynności władz, jak uznał rajca, jest drzewko rosnące na dachu obiektu, przez który w 1683 r. wjeżdżał król Jan III Sobieski.
Wicestarosta Adam Hajduk odpowiedział, że powiat ze skromnej puli na gospodarowanie mieniem Skarbu Państwa stara się wykonywać przynajmniej bieżące naprawy, obiecał, że za montaż nowej rynny (obiecał to zrobić za darmo radny Krupa) zapłaci, a władze czynią starania, by w ministerstwie kultury pozyskać pieniądze na wymianę więźby dachowej i dachówek budynku bramnego. W najbliższym czasie musimy zorganizować osobne posiedzenie, by zastanowić się nad koncepcją zagospodarowania zamku. Nad tym, czemu ma on służyć – dodał.
Z wypowiedzi wicestarosty wynika wprost, że dotychczas władze powiatu w ogóle nie zadały sobie trudu, by pomyśleć nad obecnym stanem i przyszłością zabytku najwyższej klasy w skali województwa śląskiego, starej piastowskiej siedziby. W 1998 r. fantastyczne wizje mówiły o przeniesieniu tu Starostwa. Poprzednia ekipa doprowadziła do uprzątnięcia dziedzińca i wydzierżawienia go firmie Makrom, która urządza tu od wiosny do jesieni festyny. Obecna ekipa rządzącą nie może się już pochwalić niczym szczególnym, poza bytnością na imprezach dofinansowanych z budżetu powiatu.
Co zrobić z zamkiem jest pytaniem trudnym. Tak samo trudne, jeszcze na początku lat 90., było pytanie o losy pocysterskiego kompleksu klasztorno-pałacowego w Rudach. Ten znacznie większy kubaturowo obiekt otoczony parkiem ze starodrzewiem przejęła diecezja gliwicka, która własnym sumptem wykonuje szereg prac, a ostatnio pojawiła się możliwość pozyskania wielomilionowej dotacji ze środków unijnych. W przypadku diecezji nie brakuje determinacji i jasnej wizji przyszłości obiektu, w przeciwieństwie do władz powiatu, którym brakuje nawet chęci, by jakąkolwiek wizję w sobie wskrzesić, nie mówiąc już o determinacji w jej realizacji.
Licząca 12 tys. mieszkańców i 16 mln zł rocznego budżetu gmina Krzyżanowice pokusiła się o przejęcie na własność zamku w Tworkowie. Tamtejsi włodarze uznali, że, choć w budżecie pieniędzy na remont nie ma, dobrze jednak mieć zamek na własność, wykonać niezbędne inwentaryzacje, prace studialne, projekty oraz dokumentacje i jednocześnie rozglądać się za wsparciem finansowym. Nie w tych, to może w następnych latach się uda – twierdzą w Krzyżanowicach. Na razie tworkowska siedziba rodu Saurma-Jeltsch została uprzątnięta. Na dziedzińcu będą się odbywać imprezy.
Czy kazusy Rud i Tworkowa czegoś uczą? Na pewno tak. Wszystkim samorządom i instytucjom jest trudno, więc dlaczego akurat Starostwu w Raciborzu miałoby być łatwo. A skoro tak, to czy rozkładanie rąk i mówienie, że nie ma pieniędzy jest dobrym tłumaczeniem osób odpowiedzialnych za wypracowanie choćby samej tylko wizji przyszłości zamku?
Na pewno nie. Rzecz idzie bowiem o uruchomienie „machiny” działań. Pomysł na zamek w Raciborzu nie zrodzi się ani w Katowicach, ani w Warszawie. Wstępem byłaby komunalizacja obiektu na rzecz powiatu, ale w Starostwie nikt o tym nawet nie chce słyszeć. Zamek tymczasem niszczeje i to niezależnie od tego, jaki właściciel wpisany jest do księgi wieczystej.
Grzegorz Wawoczny